Juniorska rywalizacja podczas wielkoszlemowych turniejów odbywa się trochę w tle tej profesjonalnej, bardziej cenione są nawet zmagania mikstów. Gdy jednak Tomasz Berkieta pokonał w drugiej rundzie Brazylijczyka Enzo Kohlmana de Freitasa 7:6 (1), 3:6, 6:2, o Polaku nagle zrobiło się głośno. Nawet bardzo głośno, bo o jego wyczynie pisały wszystkie światowe agencje. 17-latek z Warszawy posłał bowiem piłkę, która poleciała na drugą stronę kortu z prędkością 233 km/godz. I co ciekawe, rywal odpowiedział skutecznym returnem. Wtedy był to rekord, nawet w rywalizacji profesjonalistów nikt nie osiągnął takiej mocy. Amerykaninowi Benowi Sheltonowi zmierzono wcześniej 231 km/godz., Hubertowi Hurkaczowi o 5 km/godz. mniej. Później osiągnięcie młodego Polaka przebił jeszcze Chińczyk Zhizhen Zhang - 235 km/godz. To wartości imponujące, ale rekord należy do Samuela Grotha - Australijczyk uzyskał w challengerze w Korei Południowej w 12 lat temu... 263 km/godz. Z Australii przez Uzbekistan do Egiptu. Dalekie podróże młodego tenisisty Berkieta odpadł ostatecznie w Melbourne w trzeciej rundzie, mógł być tym wszystkim trochę rozczarowany. Jeszcze na początku roku zajmował przecież w juniorskim rankingu ITF siódmą pozycję, dziś jest tam 22. Tyle że w lutym próbuje już sił w zmaganiach z seniorami, chciałby podnieść swoją pozycję w rankingu ATP, w którym zadebiutował niemal przed rokiem. Wyróżnieniem dla niego było już powołanie do reprezentacji Polski na wyjazdowy mecz Pucharu Davisa z Uzbekistanem, na początku miesiąca. Od blisko dwóch tygodniach przebywa w Egipcie, tam rywalizuje w trzech kolejnych małych turniejach ITF M15 w Szarm el-Szejk. Przed tygodniem dotarł do ćwierćfinału, dziś zaś po raz pierwszy w karierze zameldował się w półfinale. A to dla 17-latka już może być dużym przeżyciem. Z sześciu Polaków, którzy zaczęli rywalizację na Półwyspie Synaj, do dziś zostało w drabince tylko dwóch: właśnie Berkieta oraz wyżej od niego notowany i starszy Szymon Kielan. Ten drugi przegrał jednak z rozstawionym z dwójką Niemcem Adrianem Oetzbachem, czyli tenisistą, którego niedawno w Tunezji pokonał Kamil Majchrzak. Pierwszy poważny sprawdzian Polaka - zdany na piątkę. Rywal go nie przełamał Berkieta zaś miał idealne losowanie, zupełnie inne niż w poprzednim tygodniu. W dwóch pierwszych rundach pokonał zawodników, którzy nie są jeszcze notowani w rankingu ATP: najpierw Brytyjczyka Kyle'a Stockera 6:2, 6:4, później Belga Nicolasa Ifima 6:4, 7:5. Pierwszy poważny sprawdzian czekał go dzisiaj - to pojedynek z Brytyjczykiem Benem Jonesem z dziewiątej setki światowej listy. Polak zdał go bez zarzutu. W pierwszym secie nie było przełamań, choć 17-latek z Legii Tenis Warszawa był w sporych opałach już w drugim gemie. To mogło ustawić sytuację. Jones prowadziła 40:15, miał dwa break pointy, Polak jednak wyrównał, a później wyprowadził dwa ciosy asami. W tie-breaku zaś już tylko on punktował od stanu 4:4. Na podobne rozstrzygnięcie zapowiadało się także w drugim secie, obaj szli łeb w łeb do stanu 5:4 dla Polaka. Wtedy Berkieta wywalczył dwa break pointy, pierwsze w całym meczu. I... zakończył spotkanie. Wygrał 6:4, zapewnił sobie kolejne cztery punkty do rankingu, w sobotę zagra o finał. Jego rywalem będzie rozstawiony z piątką 23-letni Philip Henning z RPA, faworyt tej potyczki. Przed tygodniem spotkali się w ćwierćfinale, lepszy był rywal (6:3, 6:1), który później sięgnął po triumf w całej imprezie. Berkieta ma jednak wszelkie instrumenty, by powalczyć o życiowy sukces. A gdyby wygrał cały turniej, to 11 marca zadebiutuje w TOP 1000 rankingu ATP. Turniej ITF M15 w Szarm el-Szejk (korty twarde). Ćwierćfinał singla Tomasz Berkieta (Polska) - Ben Jones (Wielka Brytania) 7:6 (4), 6:4