Śmiało można powiedzieć, że warunki do gry w Hua Hin, turystycznym kurorcie nad Zatoką Tajlandzką, są dalekie od optymalnych. Prze cały czas jest ponad 30 stopni Celsjusza, jedynie w nocy temperatura spada do 25-27. A do tego dochodzi ogromna wilgotność - gdy Linette grała z Curenko, wynosiła 99 procent. Prognozy pogody dla Hua Hin przewidują opady praktycznie każdego dnia w tym tygodniu. Siegemund i Wang zdołały swoje spotkanie dokończyć, ale następny mecz Xinyu Gao i Arianne Hartono został przerwany już w czwartym gemie. Może gdyby pierwsze spotkanie było "normalne", one też zdążyłyby zakończyć swój bój o ćwierćfinał. Niemka zmarnowała wielką szansę, znalazła się w tarapatach. Poprosiła o... przerwę medyczną. I dobrze na tym wyszła Tyle że mecz Siegemund z Wang okazał się niezwykłym, absolutnie rekordowym w tym roku w całym głównym cyklu WTA. Zaczęły tuż po godz. 11 miejscowego czasu, gdy temperatura była najwyższa, skończyły - przed godz. 15.30. Już pierwsza partia trwała 86 minut, Siegemund odrobiła stratę przełamania, miała kilka piłek setowych, ale wykorzystała dopiero piątą - w tie-breaku. Później Wang wyrównała, choć na swoje 6:4 pracowała przez 64 minuty. Jak na 10-gemową partię - to sporo. A później przyszło decydujące rozdanie, też niezwykłe, bo Siegemund, miała sporą zaliczkę. Prowadziła 3:0 z dwoma przełamaniami, później 5:3. A mówimy przecież o tenisistce doświadczonej, która potrafi nie tylko grać dobrze w singlu, ale jest ekspertką od debla. To - jakby nie było - mistrzyni US Open w grze podwójnej sprzed czterech lat, ale też aktualna triumfatorka WTA Finals w deblu. A jak pamiętamy, 10 miesięcy temu w Cancun warunki też były ekstremalne. Xiyu Wang wytrzymała jednak ten ciężki czas, wyrównała na 5:5, Siegemund poprosiła o przerwę medyczną, choć... nic jej raczej nie dolegało. Koniec końców to Niemka awansowała do ćwierćfinału, ale po ostatniej piłce nie miała sił, by się cieszyć. Zacisnęła tylko pięść, poszła w kierunku siatki podziękować za spotkanie. I trudno się temu dziwić. Cztery godziny i dziewięć minut, najdłuższy mecz kobiety w cyklu WTA od 13 lat. Do rekordu wszech czasów wiele jednak brakuje Obie spędziły bowiem na korcie 249 minut - po raz piąty w historii w erze open kobiety grały mecz ponad cztery godziny. Mówimy tu o głównym cyklu WTA, nie o turniejach ITF czy challengerach. Drugie miejsce na tej liście w 2024 roku zajmowało do dziś starcie z Abu Zabi Magdy Linette z Beatriz Haddad Maią, było jednak o 27 minut krótsze. Rekord należał zaś do Katie Volynets i Arantxy Rus - one w Charleston spędziły na korcie 3 godziny i 43 minuty. Po raz piąty w historii "pękła" więc magiczna w kobiecym tenisie bariera czterech godzin, a po raz pierwszy od 13 lat. Wtedy w Australian Open Swietłana Kuzniecowa i Francesca Schiavone grały przez 4 godziny i 44 minuty, ale w trzeciej partii nie było tie-breaków, grano do dwóch gemów przewagi. I Włoszka wygrała wtedy 16:14. Rekord wszech czasów należy zaś do Vicki Nelson-Dunbar i Jean Hepner - za sześć dni minie 40 lat od ich meczu w Richmond. Meczu, który trwał... dwa sety, ale zakończył się po 6 godzinach i 31 minutach. Nelson-Dunbar wygrała wtedy 6:4 i 7:6 (11), ale panie potrafiły w tym tie-breaku jedną wymianę prowadzić przez 29 minut. Odbiły wtedy piłkę 643 razy.