Zamiast pomknąć ze swą niedawno poślubioną partnerka Mirką Vavrinec na egzotyczne wyspy, Federer wybrał udział w turnieju Monte Carlo Masters, w zaledwie trzy dni po ślubie w Bazylei. - Oczywiście, rozmawiałem z Mirką. Zupełnie spokojnie przyjęła moją decyzję. Zresztą, w ubiegłych latach czułem się tak, jakbym przeżywał nieustający miesiąc miodowy. Więc niekoniecznie musimy się gdzieś wybierać, w jakieś szczególne miejsce, by świętować - powiedział Federer na wtorkowej konferencji prasowej. Zamiast wspominać uroczystości ślubne, Szwajcar postanowił pogrzebać pamięć gehenny, jaką przeżył w 2008 r. na ziemnych kortach Roland Garros, gdy zdobył tylko cztery gemy w przegranym finale z Hiszpanem Rafaelem Nadalem. - Przeżyliśmy wiele miłych chwil przez wszystkie lata. Czułem, że czynię słusznie. Jestem zadowolony, że przyjechałem do Monte Carlo - dodał. Federer poznał Mirkę Vavrinec, gdy grała w turnieju olimpijskim w Sydney w 2000 r. Powiedział, że ślub z nią to wisienka na torcie ich długoletniej znajomości. - Ślub to wyjątkowy moment. Myślałem, że będę bardziej zrelaksowany po tylu latach bycia razem. Ślub nie zmienia wszystkiego, ale na pewno zmienia nastawienie do życia. To miłe dzielić takie chwile z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi. To emocjonujące momenty. Miło wiedzieć, że żona kocha mnie tak mocno. Ja też ją bardzo kocham. To był bardzo przyjemny dzień. Niebo było bez chmurki, pogoda doskonała. To było bardzo, bardzo miłe - zwierzał się dziennikarzom tenisista. Przyznał, że uronił łezkę szczęścia w dniu ślubu, w trzy miesiące od chwili, gdy płakał po przegranej na korcie w Nadalem w finale turnieju Australian Open. - Było kilka łez, ale to miłe - powiedział. Federer przyjechał do Monte Carlo, by wygrać tu po raz pierwszy turniej Monte Carlo Masters, po trzech kolejnych porażkach z Nadalem. Zacznie turniej w środę od drugiej rundy, meczem z Włochem Andreasem Seppim.