Dla Mai Chwalińskiej ostatnie pół roku było bardzo ciężkie. Utalentowana tenisistka ze Śląska jeszcze w lipcu cieszyła się z przejścia trzech rund eliminacyjnych na Wimbledonie, a później z awansu do drugiej rundy turnieju głównego. Walczyła jednak nie tylko z rywalkami, ale też z bolącym kolanem. Po US Open zdecydowała się na operację, przerwa miała trwać co najmniej trzy miesiące. Rehabilitacja się jednak przedłużała, Chwalińska zrezygnowała ze startów na Antypodach, "zamroziła" ranking i czekała, aż minie obowiązkowe w tej sytuacji sześć miesięcy przerwy. Już w pełni zdrowa wróciła do gry tydzień temu w Trnawie, ale na Słowacji miała ogromnego pecha. Trafiła bowiem na znajdującą się w świetnej dyspozycji Francuzkę Oceane Dodin i przegrała z nią gładko 2-6, 1-6. Chinka grała w finale we Francji, była faworytką w meczu z Mają Chwalińską Zawodniczka z Dąbrowy Górniczej przeniosła się do Czech - tu odbywa się turniej ITF W40 w Říčanach. Chwalińska od razu wylosowała Chinkę Zhuoxuan Bai, która w zeszłym tygodniu dotarła do finału turnieju ITF W25 w Joué-lès-Tours i to raczej rywalka była faworytką. Polka pokazała jednak ogromny hart ducha i wielką wolę walki - wytrzymała spotkanie, która trwało trzy godziny i 20 minut. Na dodatek je wygrała, choć słaniała się już na nogach! W pierwszym secie Polka długo miała sytuację pod kontrolą, aczkolwiek z upływem czasu zaczęła się ona jej wymykać. Z prowadzenia 4-2 nic nie zostało, na dodatek Chwalińska musiała bronić czterech break pointów, by nie przegrywać 4-5. Udało się to, z trudem obroniła także swój kolejny gem serwisowy, a w dwunastym miała nawet piłkę setową. Wygrała ją dopiero w tie-breaku, za to dość gładko, 7-2. Polka miała dość prostą taktykę - nie wdawała się w próby ataków, stale przebijała piłki w okolice końca kortu. Często tak uderzała, by przed Chinką piłka dostawała wysokiego kozła. Rywalka zdecydowanie częściej uderzała mocniej, ale też częściej wyrzucała piłkę za boisko. Sporo było więc bardzo długich wymian, do momentu, aż któraś z nich popełnił błąd. W drugim secie Chwalińska prowadziła 3-1 i wtedy to Zhuoxuan Bai zanotowała bardzo dobry fragment. Wygrała pięć gemów z rzędu, wydawało się, że Polka opadła z sił. Nie byłoby to zresztą dziwne po tak długiej przerwie. Kapitalny powrót Polki. A nie miała już sił by wstać z kortu! Tyle że Chwalińska wróciła do gry w wielkim stylu - wygrała trzy pierwsze gemy w trzecim secie, w kolejnym miała "wykładankę" na 40-30 dla siebie przy serwisie Bai. Tyle że trafiła w taśmę, czym sama była podłamana. Chinka dostała wiatru w żagle, odrobiła straty, miała break-pointa na 5-4. Polka się obroniła, wciąż przebijała wysokie piłki, uprzykrzając życie rywalce. Do tego znakomicie się broniła, choć gdy przy swojej przewadze została zmuszona do biegania po korcie, aż w końcu przegrała punkt, nie podnosiła się z kortu przez dobre dziesięć sekund. Tak była zmęczona! A Bai pogubiła się w dwunastym gemie, który miał dać jej tie-breaka. Wyrzuciła trzy kolejne piłki w aut i przegrała spotkanie. Trwało ono równe 200 minut. W drugiej rundzie Polka zmierzy się z rozstawioną z siódemką Niginą Abduraimową z Uzbekistanu (WTA 175) lub Czeszką Lucie Havlíčkovą. Ta ostatnia w niedzielę triumfowała w Trnawie, pokonując Dodin w finale, a w zeszłym roku wygrała juniorski French Open i dotarła do finału juniorskiego US Open. Do tego w obu tych Wielkich Szlemach triumfowała w deblu. Turniej ITF W40 w Říčanach (korty twarde w hali), 1. runda Maja Chwalińska (Polska) - Zhuoxuan Bai (Chiny) 7-6 (7-2), 3-6, 7-5.