Przed rokiem finał w grze podwójnej, teraz - w grze mieszanej. Nowy Jork to chyba obecnie pana ulubione miasto pod względem sportowym? Marcin Matkowski: - Na pewno. Jak na razie jedynie w US Open dotarłem do decydującego spotkania turnieju wielkoszlemowego i to dwa razy. Bardzo odpowiada mi panująca tam atmosfera oraz nawierzchnia, na której gramy. Mamy w Nowym Jorku również dużo znajomych, stąd co roku miło wraca się do tego miasta. Zamieniłby pan tegoroczny wynik w mikście na powtórzenie osiągnięcia sprzed 12 miesięcy? - Zdecydowanie, bo to debel był dla mnie najważniejszy. W obu spotkaniach, które w tym roku przegrałem w Nowym Jorku miałem meczbole, więc przegrane były trochę pechowe. Co do gry podwójnej, to nie da się ukryć, że przegrana już w pierwszym meczu to duży zawód. W tym roku był to dziwny turniej. Nie tylko my, ale także pary rozstawione z numerem pierwszym i szóstym przegrały z duetami, którym przyznano "dzikie karty". Mikst miał być okazją do rehabilitacji i myślę, że mi się udało. Biorąc pod uwagę piłki meczowe w finale gry mieszanej, to jest to aż, czy tylko drugie miejsce? - Zwycięstwo było naprawdę blisko i szkoda, że się nie udało. Trzeba jednak podkreślić bardzo dobrą grę Rosjanki Jekateriny Makarowej i Brazylijczyka Bruno Soaresa. W super tie-breaku przegrywaliśmy już 4-8, więc na plus trzeba zaliczyć to, że później zdołaliśmy jeszcze wyjść na prowadzenie. Tegoroczny turniej w Nowym Jorku to już drugi pana start w parze z Peschke. - Poprzednio graliśmy razem dwa lata temu w Australii. Tam także przegraliśmy z Makarową. Można więc powiedzieć, że przegrywamy jedynie z duetami, w których występuje Rosjanka. Biorąc pod uwagę ostatni wynik, to warto chyba pomyśleć o kolejnych wspólnych występach? - Umówiliśmy się już, że wystąpimy razem podczas Australian Open. Bardzo dobrze nam się gra razem, są efekty, więc dlaczego by nie kontynuować tej współpracy? Za kilka dni zaprezentuje się pan polskiej publiczności podczas meczu trzeciej rundy Pucharu Davisa w Łodzi. Białoruś to znacznie bardziej wymagający rywale niż wcześniejsi przeciwnicy. - Na pewno to zdecydowanie lepsza ekipa niż Madagaskar i Estonia. Nie będzie łatwo, ale gramy najlepszym składem. Singliści powinni sobie poradzić, ponieważ mają znacznie lepszy ranking niż ich przeciwnicy. Nas czeka trudne zadanie, bo Maks Mirnyj to świetny deblista. Musimy wygrać tę rywalizację, nieważne jaki dokładnie będzie wynik. Później czeka pana dużo podróżowania. - Zgadza się. Najpierw ruszamy z Mariuszem do Azji i wystąpimy w Kuala Lumpur, Pekinie i Szanghaju. Bardzo dobrze nam się gra na tamtejszych kortach, więc mam nadzieję, że wyniki będą lepsze niż w Stanach. Następnie przeniesiemy się do Europy i wystąpimy w Bazylei lub Walencji, a na koniec Paryż. Pojawiają się już myśli o odpoczynku? - Jeszcze nie, za dużo grania przed nami. Na razie koncentrujemy się na awansie do Masters Cup i zapewnieniu sobie udziału w szerokim finale, co jest realnym celem.minor-latin;mso-fareast-font-family:Calibri;mso-fareast-theme-font:minor-latin; mso-hansi-theme-font:minor-latin;mso-bidi-font-family:"Times New Roman"; mso-bidi-theme-font:minor-bidi;mso-ansi-language:PL;mso-fareast-language:EN-US; mso-bidi-language:AR-SA"> minor-latin;mso-fareast-font-family:Calibri;mso-fareast-theme-font:minor-latin; mso-hansi-theme-font:minor-latin;mso-bidi-font-family:"Times New Roman"; mso-bidi-theme-font:minor-bidi;mso-ansi-language:PL;mso-fareast-language:EN-US; mso-bidi-language:AR-SA">Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek