Nazwisko "Pawelski" stało się znane tuż po wygranym meczu półfinałowym, który - podobnie jak spotkania ćwierćfinałowe i półfinałowe - odbył się w nowoczesnej dzielnicy La Defense, na ulokowanym pod gołym niebem korcie, pośród wysokich biurowców. Oto dzień przed finałem, biuro prasowe rozgrywanego równolegle, wielkoszlemowego French Open na kortach Rolanda Garrosa, wysłało notkę do wszystkich akredytowanych mediów z całego świata. W depeszy poinformowano, że w finale LFTA 2017 Polak Martyn Pawelski zmierzy się z reprezentantem Hongkongu Chakiem Lamem Colemanem Wongiem. Jeszcze przed rozpoczęciem turnieju 12-letni Pawelski znalazł się w zupełnie nowej dla siebie rzeczywistości, jakiej w swojej krótkiej, bo zaledwie 4,5-letniej przygodzie z tenisem, dotąd nie doświadczył. Spektakularną oprawę miała ceremonia losowania urodzonych po 4 czerwca 2004 roku 20 zawodników (podział na cztery 5-osobowe grupy), która odbyła się wieczorem na Wieży Eiffla. Otoczka prestiżowego turnieju nie przerosła młodego gliwiczanina, który w drodze do finału wygrał trzy mecze w grupie, a musiał uznać wyższość jedynie silnego fizycznie Udita Gogola. Hindus niewiele ustępował warunkami fizycznymi wysokiemu Pawelskiemu. Z kompleksu treningowego Tennis Club de la Chataigneraie, rywalizacja przeniosła się właśnie do La Defense. Przybyło publiczności, ale Polak prezentował coraz bardziej wyrafinowany tenis. Co więcej, zaczął też coraz lepiej panować nad emocjami, które w rozgrywkach grupowych mogły sprowadzić go na manowce. Pawelski momentami bardzo ekspresyjnie wyrażał swoje niezadowolenie, słowami i gestami, a w trakcie meczu z Gogolem usłyszał nawet reprymendę od sędziego. W ćwierćfinale, półfinale, a zwłaszcza w finale, Pawelski już zachowywał się tak, jak przystało na sportowca, uprawiającego dyscyplinę, której winna towarzyszyć szczególna etykieta zachowania. Inteligentny zawodnik, w wolnym czasie fan układania kostek Rubika, jak przystało na analityczny umysł, wyciągnął wnioski. Nadal, w trudnych chwilach, okazywał emocje, ale już nieporównywalnie bardziej kontrolowane. - Pomyślałem sobie, że trzeba zachowywać się kulturalnie, bo tenis jest sportem dla dżentelmenów. Gdybym nie poszedł po rozum do głowy, to wszyscy by uważali, że jestem jakimś idiotą. Po drugie reprezentuję Polskę, więc nie mogłem przynosić wstydu - podsumował szczęśliwy Pawelski, odbierając gratulacje od legend tenisa Andre Agassiego i Aleksa Corretję, z którymi miał przywilej rozegrać pokazowy mecz deblowy. W finale, podobnie jak w półfinale, o zwycięstwie polskiego tenisisty z Gliwic zadecydowała ostatnia piłka w meczu! Dramaturgia była nieprawdopodobna, bo Chińczyk z Hongkongu prowadził 6-4 i miał trzy piłki meczowe, a w decydującej o wyniku akcji zagrał w taśmę i piłka spadła po jego stronie siatki. - Średnio mogę uwierzyć w to, co się stało, bo szczęście uśmiechnęło się do mnie dwa razy. To niesamowite przeżycie. Dopiero grając pokazowego debla z Agassim i Corretją dotarło do mnie, że to nie jest sen - dodał talent z Gliwic. Kolejne cele nastolatka, równolegle ze sportowymi, nadal będą ocierały się o kwestię konwenansu na korcie. - Liczę, że tu, w Paryżu, zrozumiałem, na czym polega tenis i nigdy więcej nie będę wpadał w amok, kontrolując emocje i swoje zachowanie - dodał Martyn. Główną nagrodą dla syna znakomitej piłkarki ręcznej i kilkukrotnego mistrza Polski w nurkowaniu z monopłetwą, jest stypendium finansowe, które będzie świadczone do 16. roku życia. Fundatorem nagrody jest tytularny sponsor turnieju, szwajcarski producent zegarków Longines. Z takim wsparciem, pozostaje wierzyć, że kariera przed Pawelskim właśnie stanęła otworem. - To wspaniałe, że jedna, decydująca piłka, zaowocowała tak spektakularnym sukcesem Polaka. Muszę powiedzieć, że w finale Martyn znów pokonał swoje demony, w decydującym momencie wykazując się męstwem, twardością i zimna krwią, mimo tak młodego wieku. Na naszych oczach wydarzyła się piękna historia chłopca z Gliwic, który został wylosowany, jako ostatni. Wówczas moja żona powiedziała, że ostatni będą pierwszymi i to się sprawdziło - promieniał słynny komentator i znawca tenisa Tomasz Tomaszewski, niezwykle emocjonując się zwycięstwem Martyna. - Martyn zasłużył sobie na ten piękny sukces, w dodatku w Paryżu, stawiając mały kroczek w kierunku wielkich celów. Poza stypendium, teraz zapewne zainteresują się nim menedżerowie zawodowego tenisa, a nazwisko "Pawelski" już pojawiło się w serwisach sportowych na całym świecie - podkreślił Tomaszewski. Syn nieodżałowanego "artysty słowa", śp. Bohdana Tomaszewskiego, również zwrócił uwagę, jak nieprawdopodobnie, we właściwą stronę, ewoluowało zachowanie zawodnika Mostostalu Zabrze. - Tym aspektem dotykamy bodaj najistotniejszej sprawy. O walce z samym sobą i swoimi słabościami, co jest istotą sportu, zawsze mówił mój ojciec. W Paryżu to było widać, jak na dłoni. W pierwszych meczach zachowywał się nie najlepiej, w związku z czym trochę baliśmy się, ale widocznie musiał pokonać tę swoją drugą osobowość lekkiego "chuligana kortu". Bardzo się cieszę z tej metamorfozy, bo Martyn to dobrze wychowany, młody oraz inteligentny chłopak - podsumował Tomaszewski. Stopę w świecie wielkiego tenisa, i to dosłownie, Pawelski już postawił na kortach Rolanda Garrosa. Jako triumfator LFTA 2017 otrzymał kolejny przywilej, rzucając monetą przed meczem Rafaela Nadala z Roberto Bautistą-Agutem. Z Paryża Artur Gac