Fyrstenberg w ostatnich latach miał nieco pecha z powodu kłopotów zdrowotnych własnych, bądź partnerów. Efektem było pogorszenie sytuacji w zestawieniu deblistów. Niedawno zrobiło się o nim głośno, gdy okazało się, że w pierwszym starcie nowego sezonu - w turnieju ATP w Dausze (2-7 stycznia) - wystąpi w parze z Andym Murrayem. 36-letni Polak podchodzi do tematu ze spokojem. - To tylko jeden tydzień. Może się okazać, że zagramy tylko jeden mecz i będzie po wszystkim. Ale fakt, to wielka przyjemność. Nie wiem, czy ktoś z Polaków grał kiedykolwiek z numerem 1 w singlu w debla, więc bardzo się cieszę. Dla mnie nie będzie żadnego dodatkowego stresu poza tym normalnym, przedmeczowym. On też niewątpliwie chce mi pomóc, więc pewnie będzie się nieco stresował. Zagramy, pośmiejemy się trochę na korcie, bo musi być luźno - podkreślił. Jak dodał, gdy wyszedł z propozycją wspólnej gry, to na odpowiedź pierwszej rakiety świata czekał... trzy sekundy. - Zdarza się, że czeka się dłużej na czyjąś decyzję, bo np. dany zawodnik rozmawia z kimś jeszcze. Trzeba wówczas czekać na odpowiedź tamtego gracza. Nie można umówić się w międzyczasie z kimś innym. Nie robi się takich rzeczy. Oczekiwanie wynika przeważnie z planów startowych - czasem ktoś nie wie, czy dostanie się do danego turnieju. W rachubę wchodzi kilka detali, ale nie ma przetrzymywania ze względów personalnych. Zwykle jeśli chodzi o to, to od razu słyszy się "tak" lub "nie" - ocenił. Z Murrayem zna się od dawna. Nie wykluczył, że w przyszłości ponowie zaproponuje Szkotowi wspólny występ na korcie i to niezależnie od rezultatu, jaki osiągną w styczniu w Katarze. - Nie wiem, czy wykładnikiem wyboru partnerów u Andy'ego jest wynik. Myślę, że inne rzeczy są dla niego ważniejsze. Dla mnie najistotniejsze jest to, że on zawsze gra na 100 procent. Graliśmy razem z Marcinem Matkowskim przeciwko niemu kilka razy i zawsze "gryzł" kort. Jestem pewny, że tym razem będzie tak samo - zadeklarował Polak. Ma on świadomość, że został potraktowany przez lidera listy ATP wyjątkowo ze względu na koleżeńskie relacje. - Nie ukrywam, że ma to jakiś wpływ. Nikt nie będzie miły na siłę dla nikogo. Andy zawsze grał w debla z Brytyjczykami. Tylko ja jestem wyjątkiem. Serb Novak Djoković występuje z zawodnikami z Bałkanów, Rafael Nadal tylko z Hiszpanami. Nawet jak Szwajcar Roger Federer poprosił go kilka razy, to ten odmówił - wyliczał. Z 29-letnim Murrayem zna się bardzo dobrze dzięki... rywalizacji w grze Fantasy Premier League. - W związku z tym, że obaj jesteśmy fanami angielskiej piłki, mamy dużo tematów do rozmów. Jeśli chodzi o Fantasy, na grupowym czacie w naszej ekipie są: drugi z braci Murrayów - Jamie i prawie cała ich rodzina - ojciec, ciocia, wujek... Są też debliści Kanadyjczyk Daniel Nestor i Brytyjczyk Colin Fleming. Głównie więc wyspiarze. Dogryzanie sobie jest na porządku dziennym. Ja ogólnie bardzo lubię Brytyjczyków - mają świetne poczucie humoru. Bardzo dobrze się z nimi czuję - przyznał Fyrstenberg. Dodał, że gdy spotykają się w szatni podczas turnieju, rozmawiają wyłącznie o piłce nożnej i to godzinami. - W ogóle nie poruszamy tematu tenisa. To drażliwy wątek, a co do rozmów o futbolu, to jak jest okazja komuś szpilę wbić, to czemu nie? - zastrzegł z uśmiechem. Jednocześnie przyznał, że ostatnio to on był obiektem kpin i żartów, bowiem idzie mu najgorzej. - Przez ostatnie dwa lata szło mi rewelacyjnie, więc teraz mam ciężko. Skąd ten spadek formy? Dużo moich piłkarzy ma kontuzje, grają słabo, dokonuję złych wyborów... słaby menedżer. Teraz poświęcam o wiele mniej czasu na analizy, to jest chyba główna przyczyna. Ale z kolei więcej czasu spędzałem z rodziną, więc nie ma tego złego... - podsumował warszawiak. Bardzo ceni on Murraya za to, jak ten odnosi się do deblowych partnerów, choć w grze podwójnej startuje okazjonalnie. - On jest superwyluzowany, ale pozostaje bardzo krytyczny wobec siebie i to bardzo, nawet za bardzo, moim zdaniem. Ale dla partnera nigdy. Fajnie zagrać z kimś, kto przebije każdy return, to wielka przewaga - ocenił leworęczny Polak. Ma on świadomość, że nie będzie miał raczej okazji do trenowania gry podwójnej ze Szkotem w Dausze, ponieważ każdy z nich ćwiczy pod kątem swojej specjalizacji. - Pójdziemy na żywioł. Trudno, ale tak bywa. Będzie dobrze. Po meczu na pewno będą jakieś teksty. Mam nadzieję, że to ja będę miał okazje pożartować z niego, a nie odwrotnie - zaznaczył. Fyrstenberg przyznał, że dobre relacje między deblowymi partnerami są bardzo istotne. - Oczywiście, zdarzają się przypadki, że nie bardzo się dogadujecie, ale gracie razem. Z doświadczenia innych par i własnego jednak wiem, że jest to mimo wszystko podstawa. Jak coś jest nie tak, to zawsze to wyjdzie na korcie - zastrzegł. W trzech kolejnych turniejach ATP wystąpi w parze ze Słowakiem Martinem Kliżanem. Obecnie Polak zajmuje 58. miejsce w światowym rankingu deblistów. Jego celem jest awans do najlepszej "35". - Ta pozycja lub lepsza pozwala myśleć o stałym partnerze i spokojnym kwalifikowaniu się do wielkich imprez. Bywa ciężko, ale niewiele mi brakuje - podkreślił. Zwrócił uwagę, że niektórzy tenisiści źle znoszą pogorszenie notowania, co wymusza na nich grę w turniejach niższej rangi - challengerach. - To kwestia samopoczucia. Jeśli grało się w mastersie, a w kolejnym roku w tym samym okresie jedzie się na challengera, to bywa, że ciężko samemu z siebie wyjść na kort i walczyć na 100 procent. Niektórzy mają z tym problem, inni nie. Ja raczej nie. Oczywiście, jest możliwość, że utknie się na tym niższym poziomie i dlatego starty w challengerach są stresujące. Na szczęście uważam, że mam jeszcze siłę do gry. Najważniejsze jest zdrowie - jak z nim są problemy, nic się nie zrobi. Zniżka formy czy rankingu z reguły nie jest długotrwała. Jeśli można jeździć, nie ma się dość lotnisk i czerpie się przyjemność z gry, to czemu nie? U mnie wszystkie te warunki są spełnione - zapewnił Fyrstenberg.