Już za niespełna miesiąc minie rok od momentu, w którym Maja Chwalińska, po przerwie spowodowanej kontuzją kolana, znów pojawiła się w turniejach ITF czy WTA. To zaś oznacza, że kończy się powoli okres, w którym 22-letnia tenisistka z Dąbrowy Górniczej może korzystać z tzw. zamrożonego rankingu sprzed kontuzji. Wtedy była w połowie drugiej setki światowej listy, dziś do takiej pozycji dąży. Latem spadła w okolice 550. pozycji, długo podnosiła się, by w końcu, półtora tygodnia temu, wrócić do trzeciej setki. Był to też efekt świetnego turnieju ITF W75 w Porto - dotarła tam do finału. Chwalińska nie zdecydowała się na grę w kolejnej imprezie w stolicy Portugalii, już w finałowej potyczce z Hiszpanką Jessicą Bouzas Maneiro miała problemy, musiała prosić o pomoc medyczną. Odpoczęła, wróciła do gry w halowej imprezie w Grenoble - tu też jest dość wysoka ranga i ewentualna nagroda. Za wygraną imprezę można dostać 75 punktów, za grę w finale - 49. A to pierwsze mogłoby dać awans nawet w okolice 255. pozycji, drugie zaś - 270. I znacznie przybliżyłoby możliwość występu w eliminacjach Wielkiego Szlema w Paryżu. To zaś wydaje się być realnym celem koleżanki Igi Świątek z czasów juniorskich. Maja Chwalińska gładko wygrała z Audrey Albie w Porto. Dziś czekała ją droga przez mękę Drabinka w Grenoble, tak się przynajmniej wydawało, ułożyła się dla Polki idealnie. Choćby z tego powodu, że z gry w ostatniej chwili wycofało się kilka wysoko notowanych zawodniczek. A po drugie - Chwalińska w pierwszej rundzie trafiła na Francuzkę Audrey Albie, którą rozbiła dwa tygodnie temu w Porto 6:2, 6:0. Choć może o rozbiciu świadczy tylko wynik, bo gra w wielu gemach była wtedy bardzo zacięta. I starsza od Polki Francuzka wyciągnęła wnioski z tamtej lekcji, dziś nie wdawała się w grę, którą preferuje Polka. Zresztą samo spotkanie było bardzo dziwne, choć może nie na samym początku. Polka została przełamana w czwartym gemie, ale poza tym obie długo wygrywały swoje gemy serwisowe. Pewniej w tym elemencie wyglądała Albie, aż do dziewiątego gema nie dała 22-latce żadnej okazji do odłamania serwisu, aż w końcu Chwalińska wykorzystała pierwszą okazję. Polka, jak zwykle, starała się grać zza linii końcowej, mieszała slajsy z wysokimi topspinami, ale rywalka coraz lepiej się w tym wszystkim orientowała. Aż w końcu sama zaczęła przechodzić do ofensywy i punktowała. Było to widać w kluczowym momencie seta, czyli w tie-breaku. To Audrey Albie objęła prowadzenie 3:0, dwa razy zdobyła punkty po długich wymianach, najpierw slajsowych, później okraszonych "balonikami" w końcową część kortów. I zrobiło się 0:3, a następnie już 4:6. Francuzka miała dwie piłki setowe i... popełniła cztery kolejne niewymuszone błędy. Nie wytrzymała tej końcówki nerwowo. Tie-break, za chwilę drugi. I już 2,5 godziny gry w nogach. A tu trzeba jeszcze chodzić po piłki Ten pierwszy set trwał aż 74 minuty, drugi był jeszcze o siedem minut dłuższy. W Grenoble nie ma dzieci do podawania piłek, zawodniczki same po nie chodziły, pokonywały dodatkowe metry. I znów stworzyły sobie maraton, który już zaczął zadziwiać. Pierwsze cztery gemy i... cztery przełamania. A później obie wygrywały swoje podania, jakby nie mogły tak wcześniej. Doprowadziły ponownie do tie-breaka, znów powtórzyła się historia z prowadzeniem Albie. Miała już wynik 3:0, ale Chwalińska odpowiedziała trzema udanymi akcjami. I ponownie zrobiło się 4:6, ale tym razem Francuzka szansy nie zmarnowała. Choć to właściwie Polka doprowadziła do radości rywalkę, bo wpakowała piłkę w siatkę. Konieczna był więc trzecia partia, decydująca. A ona była już kuriozalna - pierwszych siedem gemów to siedem przełamań. Atutem Polki było to, że miała jednego breaka więcej, to ona prowadziła 4:3, gdy w końcu zdołała wygrać swoje podanie. A później serwowała po mecz przy stanie 5:4. Obroniła break-pointa, jej rywalka była już skrajnie wyczerpana. Po każdej akcji zginała się, łapała oddech. Przy równowadze Chwalińska zagrała kapitalnie w obronie, wygrała praktycznie przegraną już akcję. To było decydujące, za chwilę dopięła swego. Choć też nie miała już siły, by się jakoś mocniej uśmiechnąć. A dokonała rzeczy niezwykłej, wygrała mecz trwający grubo ponad trzy i pół godziny. Polka zagra o awans do ćwierćfinału z 23-letnią Francuzką Alice Robbe, rozstawioną w Grenoble z czwórką. Turniej ITF W75 w Grenoble (korty twarde w hali). 1. runda singla Maja Chwalińska (Polska) - Audrey Albie (Francja) 7:6(6), 6:7(4), 6:4.