23-letnia Lina Glushko, urodzona w Izraelu córka imigrantów z Ukrainy, jest młodszą siostrą Julii - bardziej znanej tenisistki, która doszła do 79. pozycji w rankingu WTA, ale kilka lat temu zakończyła już karierę. Sama stara się iść śladami siostry, choć na razie w zawodowym tourze niespecjalnie dobrze jej się wiedzie. Latem zeszłego roku wskoczyła na 211. pozycję na światowej liście, dziś jest o ponad sto pozycji niżej. Nic więc dziwnego, że w starciu z Magdaleną Fręch koło Barcelony, jej zwycięstwo byłoby sporą sensacją. Rewanż za Charleston. Polka grała już z tenisistką z Izraela w tym roku Fręch jest bowiem w znakomitej dyspozycji i sam ranking - o 250 pozycji wyższy od rywalki - nie miał tu aż tak wielkiego znaczenia. W tenisie zdarzają się bowiem różne sensacje, łodzianka na takową nie pozwoliła. Obie zresztą grały już w tym roku, choć dla Fręch start w Katalonii jest pierwszym od 11 miesiącach w zawodach ITF, a zawodniczka z Izraela tylko raz przystąpiłą do turnieju WTA. Stało się to w Charlestonie w kwietniu, traf chciał, że w pierwszej rundzie kwalifikacji Glushko zmierzyła się właśnie z Polką. Magda Fręch nie dała rywalce żadnych szans, wygrała w 76 minut 6:1, 6:2. Tyle że wtedy rywalizowały na ziemi, a teraz na znacznie szybszej twardej nawierzchni. To chciała wykorzystać 23-latka z Izraela. Zacięty początek, a późnej pełna dominacja Magdaleny Fręch. Rywalka skorzystała z ostatniej deski ratunku Glushko próbowała grać ofensywnie i przez jakiś czas szachowała tym naszą tenisistkę. Do stanu 5:4 dla Fręch obie dość pewnie wygrywały swoje gemy serwisowe, nie było nawet żadnej szansy na breaka. Już jednak w ósmym gemie Polka po raz pierwszy zaczęła skutecznie grać returnem, wtedy jeszcze przegrała na przewagi. Gdy ważyły się losy seta, wygrała trzy pierwsze akcje i od razu uzyskała trzy okazje na przełamanie rywalki. Wykorzystała drugą, triumfowała 6:4. Druga partia była już jednostronna, Magdalena Fręch robiła na korcie z perfekcją to, co sobie zaplanowała. Świetnie grała forhendem, tworzyła przewagę i odbierała nadzieję rywalce. Im bliżej było końca meczu, tym rzadziej Glushko ruszała do piłki zagrywanych po krosie. Przegrywała już 0:4 i 0:40, przy swoim serwisie, gdy Polka znów zmusiła ją do błędu. Poprosiła wtedy arbitra o sprawdzenie miejsca w systemie "Hawk Eye" - bo taki posiada główny kort w Les Franqueses del Valles. A to zaskakujące, niektóre imprezy WTA 500 nie mają podobnych walorów. Glushko nie wierzyła jednak, że "jastrzębie oko" pokaże coś innego i poszła w kierunku ławki. A za chwilę przegrała całego seta 0:6 i mecz 0:2. Dwa kluczowe mecze łodzianki. Zwycięstwa mogą zapewnić niesamowity przeskok Magdalena Fręch awansowała więc do półfinału - w nim zmierzy się z Bułgarką Wiktorią Tomową, rozstawioną w Katalonii z piątką. Grały dotąd trzy razy, dwukrotnie lepsza okazała się łodzianka. Polka zdobyła, dzięki wygranej w ćwierćfinale, punkty do rankingu WTA, które już się liczą - awansowała teraz na 75. miejsce. Jeśli pokona Tomową, będzie na pewno w poniedziałek 73. rakietą świata, ale gdyby udało jej się wygrać także finał - wskoczy na 63. miejsce, najwyższe w karierze. Turniej ITF W100 w Les Franqueses del Valles (korty twarde). Ćwierćfinał singla Magdalena Fręch (Polska, 2) - Lina Glushko (Izrael) 6:4, 6:0.