Pula nagród czekająca w Esvelo 96. Narodowych Mistrzostwach Polski przekroczyła w tym roku milion złotych. Tytułów wywalczonych w Bytomiu przed rokiem bronią Magdalena Fręch (KS Górnik Bytom) oraz Kamil Majchrzak (Centralny Klub Tenisowy Grodzisk Mazowiecki). Ćwierćfinały zaplanowano na czwartek 14 lipca, a zwycięzców, którzy dostaną w nagrodę luksusowe mercedesy CLA poznamy w sobotę 16 lipca. Paweł Czado: Przyjechała pani do Bytomia prosto z Wimbledonu gdzie wypadła pani bardzo dobrze osiągając trzecią rundę w singlu. Tam była trawa, tymczasem tytuł będzie broniła pani w Bytomiu na mączce. Trudno jest się przestawić? Magdalena Fręch: - Ciało rzeczywiście musi się przystosować, bo specyfika gry na obu nawierzchniach jest całkiem inna. Na trawie nie ma na przykład wślizgów, nie ma wielu ruchów, które występują podczas gry na mączce. Ciało musi się przyzwyczaić do zupełnie innej pracy a dla mięśni i stawów to trudne. Czy to znaczy, że w takich momentach potrzeba więcej pracy masażystów? - Myślę, że nie. Ciało samo musi się zaadoptować do nowych warunków, przestawić wręcz na inne ruchy. Pojawiają się bóle, zakwasy. Buty, które wykorzystujemy do gry na obu nawierzchniach są zupełnie inne. Różnią się podeszwy, przez to inne jest ustawienie stopy. Na trawie mamy buty z koreczkami, które mają zupełnie inną przyczepność. Jest inna specyfika biegania: na przykład wczoraj, podczas treningu na mączce nie byłam w stanie dobiec do piłki prosto, stosowałem jakieś zakola, jak na trawie (uśmiech). To efekt tego, że przez ostatni miesiąc grałam w Anglii na różnych turniejach trawiastych: w Nottingham, Birmingham, Eastbourne... (uśmiech). Wymiany kończyły się po dwóch, trzech, czterech uderzeniach. Tutaj jednak trzeba grać wyżej, bardziej przez rotację i nastawić się na wymiany. Czytaj też: Magdalena Fręch w turnieju głównym WTA w Warszawie Mówi pani, że szczególnie lubi tę trawę wimbledońską. Trawy na kortach potrafią bardzo się różnić? - Tak. Na każdym z tych turniejów w Anglii, które przed chwilą wymieniłam trawa była inna. Wystarczy, że jest inaczej inaczej strzyżona niż na Wimbledonie, a jest. Wpływa to choćby na kąt odbicia się piłki. Na niektórych trawach skróty się zatrzymują i właściwie nie ma do czego biec. Jedzie się na turniej na kolejnej trawie i skrót dolatuje do przeciwniczki. Na jednej trawie slice robi wrażenie (uderzenie najczęściej stosowane przez tenisistę, gdy broni się przed atakiem przeciwnika, gdy chce skrócić lub wydłużyć piłkę, lub zmienić tempo gry - przyp. aut.), na innej już nie aż takie... A dlaczego właśnie trawa na Wimbledonie tak pani odpowiada? - Bo jest na niej dosyć duży poślizg. Wymiany są bardzo szybkie, slice robi robotę. U mnie to kluczowe, bo bardzo dużo gram slice'em, skrótami. Wimbledońska trawa jest zdecydowanie najprzyjemniejsza: chodzi o to, że ta piłka leci nisko nad siatką, nisko się odbija, nie ma wysokiego kozła, co napotykamy na turniejach chociażby w Berlinie czy Bad Homburgu gdzie grałam w zeszłym roku. Tam odskok piłki był całkiem inny i tamta trawa bardziej przypominała turnieje na mączce. Wydaje mi się, że w tym roku bardzo pani urosła. To pierwszy sezon gdzie we wszystkich turniejach wielkoszlemowych - Australian Open, Roland Garros, teraz Wimbledon - grała pani w turnieju głównym. Co powoduje ten progres? - Myślę, że nabrałam doświadczenia wynikającego z faktu, że gram z najlepszymi na świecie, a przez to także - pewności siebie. Pierwszy raz z Rumunką Simoną Halep, z którą teraz odpadłam w Wimbledonie w trzeciej rundzie, grałam bodaj dwa lata temu i dostałam lanie, wygrywając dwa gemy. Jednak takimi spotkaniami zdobywam doświadczenie, które potem wykorzystuję w kolejnych grach. - Te kolejne rozgrywane mecze z zawodniczkami z topu mnóstwo mi dają. Dzięki nim mam poczucie, że jestem w stanie rywalizować z najlepszymi na świecie. Mam pewność siebie, która jest niezbędna w tym sporcie. Dzięki temu zupełnie inaczej podchodzę do tego co dzieje się na korcie, jestem w stanie poradzić sobie z trudnościami. Na tym najwyższym poziomie nie można sobie pozwolić na przestój, nie możemy obrazić się, że piłka nam nie wchodzi, bo będą nam przelatywały kolejne gemy... Przeciwniczki na tym poziomie natychmiast to wykorzystają. To na tym polegają największe różnice między tenisem juniorskim a seniorskim. Słyszę, że jest pani tenisistką, która nie sprawdza turniejowej drabinki. - W Wimbledonie w pierwszej rundzie siłą rzeczy wiedziałam, kogo wylosowałam. Pierwszy mecz był tak ciężkim i trudnym wyzwaniem, że o drugiej rundzie nie myślałam w ogóle. Trener po pierwszej rundzie też nie wiedział z kim będę grała dalej a przecież bardzo uważnie przygląda się innym zawodniczkom (uśmiech). Na mecz wpływa mnóstwo czynników, począwszy od dyspozycji dnia, od formy przeciwniczki, jedna nawierzchnia jej leży, inna nie... Dla mnie moment kiedy media ogłaszają potencjalny ćwierćfinał itd. nie ma znaczenia. Magdalena Fręch: liczy się tylko najbliższy mecz W Bytomiu myśli jednak pani o obronie mistrzostwa? Tytuł zobowiązuje. - Oczywiście. Lubię tu grać. Nie przyjechałabym tutaj z innym nastawieniem. Powtarzam jednak: nie ma co podczas turnieju patrzeć dalej niż na najbliższy mecz. Po jednym meczu, jeśli go wygram, nastawiam się na kolejny. Rozmawiamy w hali, akurat w Bytomiu w tej chwili pada. Różne powody mogą przerwać tenisowy mecz. - Podczas niedawnego turnieju w Birmingham, prowadziłam 4:2 w trzecim secie i musieliśmy zejść z kortu przez... zapadające ciemności. W deszczu absolutnie nie ma mowy o graniu. Nawet jeśli jest wcześnie rano i jest rosa - nie ma możliwości gry. Dlatego teraz w Bytomiu zawodnicy muszą przynajmniej chwilę poczekać, żeby wyjść na kort. Rozmawiał: Paweł Czado