Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl.: Jesteś z rocznika 2003. Twoimi rówieśnikami są były lider - dziś wicelider rankingu ATP - Carlos Alcaraz i szósty na świecie Holger Rune. Grałeś z nimi? Maks Kaśnikowski, 318. zawodnik w rankingu ATP: Wiele razy. Z Alcarazem pierwszy raz spotkaliśmy się w bardzo ciekawym turnieju Longines Future Tennis Aces. Najpierw były rozgrywane eliminacje w 16 krajach, a zwycięzcy pojechali do Paryża. Mieliśmy tam zorganizowany krótki obóz treningowy, oglądaliśmy mecze na Roland Garros, a na sam koniec tygodnia rozegraliśmy turniej finałowy. Był rozgrywany do czterech wygranych gemów, dwa sety, w przypadku remisu grało się super tie-break do siedmiu punktów. Z Alcarazem grałem w ćwierćfinale. Niestety, przegrałem. Potem spotkałem się z nim na zimowych mistrzostwach Europy Winter Cup we Francji. Z Hiszpanią zagraliśmy w półfinale. Ja przegrałem 4:6, 1:6. Z Rune zmierzyłem się czterokrotnie, trzy razy w turniejach Tennis Europe do lat 12. Też nie dałem rady. Potem graliśmy na mistrzostwach Europy do lat 14. On był już wtedy najlepszy w Europie, został później mistrzem Europy. Czy obaj zapowiadali się na zawodników, którzy będą w top 10 ATP? - Nie wiem, czy na miejsce w pierwszej dziesiątce, ale wyróżniali się na tle rówieśników. Mieli atuty, które pozwalały dojrzeć świetlaną przyszłość. Alcaraz miał niesamowitą moc w uderzeniach. On już uderzał mocno jak miał 12 lat. U Rune widać było dużą siłę i mentalność, był odporny na każdą niedogodność, przy tym chłopak niezwykle dojrzały. Czy nie uważasz, że obaj, a szczególnie Alcaraz, mieli łatwiej niż ty? Pochodzą z bogatszych tenisowo krajów. Mieli lepsze możliwości na rozwój - dobrych trenerów, menedżerów, warunki do trenowania? - Jeżeli osiąga się takie wyniki w tak młodym wieku, to znaczy, że ma się ogromny talent. Oni od początku mieli nieprzeciętne rezultaty, wygrywali mistrzostwa Europy w swoich kategoriach, turnieje ze starszymi rocznikami. Dlatego interesowali się nimi sponsorzy, znani trenerzy. Zasłużyli na to wszystko tym, co prezentowali. Byli po prostu świetni od początku. Trójka Polaków zagra w turnieju głównym challengera w Poznaniu Ale nie czujesz nutki żalu, że ty jesteś daleko, a oni tak wysoko? - Z paroma dobrymi tenisistami już wygrałem. W ubiegłym roku pokonałem w Kanadzie zwycięzcę Wielkiego Szlema w deblu Vacka Pospisila. Wygrałem z Hubertem Hurkaczem na mistrzostwach Polski, z Jerzym Janowiczem w ubiegłym roku w ITF-ie we Wrocławiu. Ja mam nadzieję, że w przyszłości ci zawodnicy, którzy będą ze mną grali będą tak mówić o mnie, że grali z kimś takimi jak Maks Kaśnikowski. Dlaczego tak trudno jest się przebić, szczególnie w męskim tenisie? - Do ATP prowadzi bardzo długa droga, potrzeba pokonać wiele szczebli w tej tenisowej drabinie. Tacy zawodnicy jak Alcaraz, Rune są wyjątkowi, posiadają talent na miarę Djokovicia, Nadala, Federera. Nie potrzebowali tak długo przebijać się do czołówki ATP. Zrobili to od razu. Ale większość zawodników musi zdobywać punkty, grać małe turnieje, czasami przegrywać w pierwszych rundach, by w końcu je wygrywać i robić postęp w rankingu. Najpierw to są ITF-y o puli nagród 15 dolarów, albo 25 tysięcy dolarów, później challengery i z tych challengerów przechodzi się do ATP, eliminacji Wielkiego Szlema. Każdy poziom to inna liga. Jest wielka różnica. W challengerach grają tenisiści, którzy wygrywają ITF-y, a w ATP, ci którzy wygrywają challengery. To jest drabina z wieloma szczeblami. Długo się po niej wspina, a można też przecież spaść. Na jakim jesteś teraz etapie? - Przebijam się na poziom challengerów. Chciałbym, żebym kończył występy w ITF-ach, ale to tylko moje życzenie. Bo jest naprawdę trudno. W przyszłym tygodniu wystąpisz w challengerze w Poznaniu. Może tam pójdzie dobrze? - W zeszłym roku przeszedłem eliminacje, ale potem przegrałem w pierwszej rundzie. Chciałbym poprawić ten wynik. Dostałem dziką kartę do turnieju głównego, jeśli wygrałbym jeden mecz (Maks Kaśnikowski gra w I rundzie ze Szwajcarem Henri Laaksonenem - przyp. ok), byłbym bardzo zadowolony. A kiedy będą eliminacje Wielkiego Szlema? - Moim celem jest zakwalifikowanie się do eliminacji Australian Open w 2024 roku. Daję sobie te pół roku na przejście rankingu. Jaki ranking gwarantuje występ w eliminacjach? - Trzeba zajmować około 230 miejsce, ale, żeby być pewnym gry w kwalifikacjach lepiej być koło 220 pozycji. Czy wciąż pomaga ci Jerzy Janowicz? - Mamy nadal świetny kontakt, ale Jerzyk skupił się teraz na padlu. W zeszłym roku, kiedy wracał z turniejów, trenowaliśmy prawie codziennie. Bardzo mi pomagał. Dziś moim trenerem jest jego były szkoleniowiec - Jakub Ulczyński, a za trening ogólnorozwojowy odpowiada Anna Szymańska. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski