20-letnia Coco Gauff ma z Polką bilans 1:9, 21-letnia Qinwen Zheng - 0:6. Obie są od Polki młodsze, ale to Amerykanka ma obecnie większe aspiracje. Już w Rzymie może wreszcie stać się zawodniczką numer dwa w tenisowym rankingu, przeskoczyć Arynę Sabalenkę, wywalczyć rozstawienie na samym dole drabinki Rolanda Garrosa. I uniknąć Polki w półfinale, bo przecież co rusz trafia na nią właśnie w tej fazie. Za nią przemawiało doświadczenie, Chinka może i grała w styczniu w finale w Melbourne, ale ona wciąż zbiera dopiero doświadczenie. Jeszcze nigdy nie wystąpiła w półfinale turnieju rangi WTA 1000, dziś walczyła o pierwszy taki sukces. Gauff w tym aspekcie to niemal weteranka, wie też, jak smakują zwycięstwa w wielkich zawodach. I choć wciąż gra bardzo nierówno, wciąż jej serwis nie jest na mistrzowskim poziomie, to pozostaje zawodniczką niezwykle groźną. Coco Gauff z lepszym serwisem niż w poprzednich tygodniach. I to wystarczyło, by miała inicjatywę Do ósmego gema żadna z nich nie miała nawet okazji do przełamania serwisu rywalki. Gauff dlatego, że w porównaniu do poprzednich spotkań wreszcie poprawiła skuteczność trafiania pierwszym podaniem w karo. Nie do jakichś oszałamiających wartości, bo 63 procent w pierwszym secie to liczba przeciętna, ale przecież w meczach z Paulą Badosą było to 38 procent (i 11 podwójnych błędów), z Jaqueline Cristian 51 procent (i 15 podwójnych), z Magdaleną Fręch - także 51 procent (i 9 podwójnych). Dziś w pierwszym secie, do stanu 5:3, zapisano jej zaledwie dwa "podarunki" dla Chinki, która miała spory problem z returnem. Zheng z kolei dobrze "ukrywała" kierunek swojego serwisu, ale rzadko trafiała pierwszym podaniem. W końcu jednak Amerykanka przełamała rywalkę, przy stanie 5:3 miała piłkę setową i... wróciły koszmary związane z serwisem. Jeden podwójny błąd, później drugi - finalistka Australian Open tę sytuację wykorzystała. A później doprowadziła do remisu 5:5. Nie było to spotkanie na jakimś oszałamiającym poziomie. Rzadko które akcje wywoływały większy entuzjazm wśród kibiców. A jeśli już, to raczej te w wykonaniu Chinki, która często atakowała do bekhendu rywalki, ale potrafiła też zaskakiwać skrótami. O triumfie w pierwszym secie zadecydował więc tie-break, było to rozwiązanie jak najbardziej sprawiedliwe. I choć w nim to Gauff jako pierwsza została przełamana, na 2:3, to później Amerykanka była już niemal bezbłędna. I po 72 minutach mogła cieszyć się z prowadzenia 1:0. Popis Coco Gauff w drugim secie. Dawno Amerykanka nie prezentowała się tak dobrze Jeśli Chinka marzyła o szybkim odrobieniu strat, to momentalnie została sprowadzona na ziemię. Została przełamana już w pierwszym gemie, Gauff miała w tym momencie autostradę do półfinału. Swojego drugiego w Rzymie, zarazem... drugiego z Igą Świątek, która awansowała tam już kilka godzin wcześniej, rozbijając 6:1, 6:3 Madison Keys. To wystarczyło 20-latce ze Stanów Zjednoczonych, dało jej dużo pewności siebie. Zaczęła wygrywać nawet dłuższe wymiany, co wcześniej było głównie atutem Chinki, a w piątym gemie znów ją przełamała, na 4:1. Efektownym skrótem, po długiej, ofensywnej wymianie ciosów - Qinwen Zheng nawet nie ruszyła. Tylko cud mógł uratować zawodniczkę z Azji. Ale cud się nie zdarzył, to Coco wygrała pierwsze ich starcie i w czwartek zagra o finał ze Świątek. W środę zaś może obserwować, co w meczu z Jeleną Ostapenko uczyni Aryna Sabalenka. Jeśli bowiem Białorusinka przegra, Amerykance do "dwójki" w rankingu WTA "wystarczy" wygrać z Polką.