Maja Chwalińska kilka tygodni temu wreszcie odbiła się w rankingu WTA, bo miejsce w szóstej setce zdecydowanie nie oddaje jej możliwości. Półfinał turnieju WTA 125 w Kozerkach, później ćwierćfinał imprezy ITF W40 we Wrocławiu dały jej spory awans. W tym tygodniu 22-latka zdecydowała się na występ w mniejszej imprezie tuż za polską granicą - we Frydku-Mistku mogła liczyć nawet na końcowy triumf. Zwłaszcza, że rozpoczęła go znakomicie: w dwóch pierwszych pojedynkach straciła zaledwie trzy gemy. Słowaczkę Martinę Marusinovą rozbiła bowiem 6:2, 6:0, a Meksykankę Maríę Portillo Ramírez 6:1, 6:0. Maja Chwalińska znakomicie zaczęła turniej w Czechach. Cztery wygrane sety, ledwie trzy stracone gemy W ćwierćfinale poprzeczka poszła wyraźnie w górę - rywalką Chwalińskiej była bowiem doświadczona Bułgarka Izabełła Szinikowa, dziś 270. rakieta świata. W czeskim turnieju dawało jej to pierwsze miejsce w turniejowej drabince, była więc faworytką całej rywalizacji. Tyle że Chwalińska jeszcze rok temu była o ponad 100 miejsc wyżej niż dzisiaj jest jej rywalka - i wciąż ma przed sobą większe perspektywy. Nie tylko na to, by wygrywać turnieje ITF (Szinikowa wygrała aż 24), ale też i osiągać pojedyncze sukcesy w WTA czy nawet w Wielkich Szlemach. Jak choćby przed rokiem w Wimbledonie, gdy z powodzeniem zagrała trzy spotkania w eliminacjach, a później dotarła do drugiej rundy głównych zmagań. Świetny początek meczu w wykonaniu polskiej tenisistki. Koncert do połowy drugiego seta I rzeczywiście - Chwalińskiej przez półtora seta większość rzeczy wychodziła, Bułgarka zaś zawodziła. Psuła pierwsze serwisy, denerwowała się, popełniała błędy. Polka zaś pierwsze podanie miała skuteczne, choć raz dała się przełamać. 22-latka prowadziła 4:2, w swoim gemie serwisowym 40:0, Szinikowa zdołała jednak wyrównać. Kolejne dwa punkty wywalczyła jednak leworęczna Chwalińska, która za chwilę też - po kolejnym breaku - wygrała seta 6:2. Wydawało się, że Polka ma już wszystkie atuty w swoim ręku i za moment znajdzie się w półfinale. Gema na 3:1, oznaczającego przełamanie, wygrała bowiem mimo stanu 0:40. I wtedy coś się jednak zacięło w jej grze. Szinikowej się nie spieszyło, wolno chodziła po piłki, wytrącała Chwalińską z rytmu. Do tego zaczęła grać odważniej, ale i precyzyjniej. Polka przebijała piłki w sam środek kortu, jej rywalka nie musiała nawet za wiele biegać. Bułgarka wygrała cztery gemy z rzędu, teraz to ona była blisko wyrównania stanu meczu na 1:1. Po bardzo długim gemie Chwalińska zdołał jeszcze zdobyć jednego gema, jak się okazało później... ostatniego w całym meczu. Nagły zwrot. To jednak Bułgarka zagra w półfinale Szinikowa drugą partię wygrała 6:4, w trzeciej kontynuowała dobrą passę. Polka była coraz bardziej zrezygnowana, a gdy trzeciego gema przegrała mimo swojego prowadzenia 40:15, wszystko już było jasne. Chwalińska nie miała teraz argumentów, by czymś zaskoczyć przeciwniczkę, choć przy wyniku 0:5 zdobyła szansę na honorowy punkt. Nie udało się, w efekcie przegrała 0:6 - po raz pierwszy od lipca zeszłego roku, gdy w takim stosunku przegrała trzeciego seta w drugiej rundzie Wimbledonu przeciwko Alison Riske. Za półtora tygodnia Chwalińska powinna wystąpić w turnieju ITF W25 w rumuńskiej miejscowości Slobozia.