Magda, czy to twój życiowy sukces? - Oczywiście, że tak, nigdy jeszcze nie byłam w trzeciej rundzie Wielkiego Szlema. To bardzo cieszy, ale chce się więcej. Były większe emocje przed meczem ze Schmiedlovą? - Nawet nie szczególnie, bo w środę do późna grałam debla, do hotelu dotarłam o 23. i dopiero w czwartek trochę te emocje się pojawiły. Ale wynikła sprawa ze zmianą kortu i przesunięciem pory meczu, musiałam być wcześniej gotowa. Nie było czasu na żadne rozmyślania, po prostu wejście na kort, a na korcie myśli się już o każdej kolejnej piłce. Jak się czujesz po upadku na początku drugiego seta? Czy dziś możesz uspokoić, że w sobotę wyjdziesz na kort? - Na obecną chwilę na pewno tak, ale zobaczymy, jak będę czuła się dzień po meczu. Adrenalina działała i dokończyłam mecz, czasem tylko odzywała się trochę kostka, a jak emocje opadły zaczęły wychodzić pewne rzeczy... Poprosiłam o przerwę medyczną, żeby sprawdzić, czy nic poważniejszego się nie stało i ewentualnie nie pogłębić urazu. Pierwsze gemy po upadku były bardziej ostrożne, skupiałam się, żeby dobrze ustawić stopy. Teraz skupiam się na regeneracji i żeby ciało doprowadzić do świeżości. Mam nadzieję wyjść jutro na kort do debla i nie czuć bólu. Czy jesteś tutaj w życiowej formie? - Trudno powiedzieć, zapewne pojedyncze mecze grałam kiedyś na wyższym poziomie, ale cieszy to, że ustabilizowałam poziom na tym wyższym pułapie. Cieszę się ze swojej solidnej gry, że wytrzymałam presję, byłam lepsza o break pointa. Udało mi się zachować konsekwencję w grze i zachować swoje podanie przy 5:4 w obu setach. Grasz tutaj także w debla w parze z Brazylijką Beatriz Haddad Maią. Czy jesteś przygotowana na tak intensywne granie dzień po dniu? - To dla mnie nic nowego, w turniejach WTA też gram w takim rytmie praktycznie co tydzień. A jeżeli się wygrywa, to są inne emocje i inny wydatek energetyczny, co na pewno pomaga. Przed tobą wielkie wyzwanie, mecz z jedną z faworytek do zwycięstwa w całym turnieju, Simoną Halep. Jak oceniasz swoje szanse? - Grałyśmy już ze sobą dwa razy, ostatnio w Australian Open, gdzie mecz był dosyć wyrównany (Fręch przegrała 4:6, 3:6 - przyp. red.). Więc może do trzech razy sztuka i tym razem to ja będę górą. Czy potyczkę z mistrzynią Wimbledonu z 2019 roku traktujesz jak swego rodzaju wisienkę na korcie? - W ogóle tak o tym nie myślę. Jasne, chciałabym mieć nieco łatwiejszą rywalkę, żeby przejść bezproblemowo do czwartej rundy. Wiem, że to będzie bardzo ciężki mecz i na taki się nastawiam. Łesia Curenko opowiadała nam, jak bardzo interesujesz się jej sytuacją od czasu agresji Rosji na Ukrainę. Pogratulowałaś już ukraińskiej koleżance awansu do 3. rundy? - Jeszcze się tutaj nie widziałyśmy, nie było okazji. Ale rozmawiamy gdy tylko możemy, zarówno o tej sytuacji, ale nie tylko. Gdy wybuchła wojna, byliśmy razem w Meksyku, widzieliśmy, co przeżywają, w jakim są stanie. Chcieliśmy być dla nich oparciem, żeby mieli z kim porozmawiać. Staramy się wspierać ich jak możemy, wpłacam pieniądze na różne akcje, tyle mogę zrobić będąc cały czas w rozjazdach. Jesteśmy w bardzo dobrej komitywie, myślę też, że same zawodniczki z Ukrainy to bardzo zjednoczyło ze sobą i zaczęły się trzymać razem. Nie ma punktów za tegoroczny Wimbledon, ale czy nie korci cię, żeby sobie je "na sucho" dodać i zobaczyć, jak wysoko podskoczyłabyś w rankingu ze swojego 92. miejsca? - Na pewno bardzo by mi te punkty pomogły, ale tutaj gra się też dla czegoś innego. Już to, że dotarłam do 3. rundy Wielkiego Szlema, to jest nieocenione i nie zamieniłabym tego na trzecią rundę innego turnieju. Rozmawiał i notował w Londynie - Tomasz Mucha, Interia