- Nie myślę na razie za wiele o piątkowym losowaniu drabinki. Wielkoszlemowy debiut to jednak spełnienie dziecięcych marzeń. Dotychczas mecze turnieju głównego oglądałam zawsze w telewizji, teraz będę wśród uczestniczek - powiedziała Linette, która obecnie bierze udział w zawodach WTA w Strasburgu. W dwóch poprzednich sezonach poznanianka próbowała sił w eliminacjach imprezy na kortach im. Rolanda Garrosa. W 2013 roku dotarła do drugiej rundy kwalifikacji, a rok temu przegrała w nich pierwsze spotkanie. - W większości turniejów Wielkiego Szlema jest ogromna różnica między warunkami, jakie mają zawodniczki z głównej drabinki i te z eliminacji. Najlepiej pod tym względem jest na Australian Open, gdzie organizatorzy podchodzą do osób występujących w kwalifikacjach z dużą życzliwością i te czują się pełnoprawnymi uczestnikami imprezy. Najgorzej zaś wypada Wimbledon, gdzie walka o główną drabinkę toczy się na boiskach do... krykieta. To trochę przykre - zaznaczyła. 23-letnia tenisistka przyznała, że ziemna nawierzchnia, na której walczy się we French Open, nie należy do jej ulubionych. - Spośród wszystkich typów kortu ten postawiłabym chyba na ostatnim miejscu. To nie tak, że na nim gra mi się fatalnie, ale inne na pewno bardziej mi pasują. Nie myślę o tym jednak teraz. Zagram w Wielkim Szlemie i to się liczy - zadeklarowała. Przejście na "cegłę" odczuły od razu jej ...buty. Zamieściła na portalu społecznościowym ich zdjęcie po pierwszym treningu i była całe pokryte "mączką". - Były zmasakrowane. Można założyć nową parę, a po jednych zajęciach na takim korcie wyglądają jakby się je nosiło przez pół roku - dodała ze śmiechem Linette. Na losowanie drabinki czeka ze spokojem, ale ma świadomość, że już na początku może ją czekać pojedynek z przeciwniczką z najwyższej półki. - Nie mam na to żadnego wpływu, więc o tym za dużo nie myślę. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z rywalką z czołowej "20" rankingu WTA. Na pewno byłoby to ciekawe doświadczenie. Choć wolałabym jednak trafić na taką przeciwniczkę w... drugiej rundzie - zaznaczyła setna obecnie rakieta świata. Ma świadomość, że przed pierwszym meczem w głównej drabince pojawi się u niej trema i to - jak określiła - duża. Nie zamierza jednak wypytywać o rady bardziej doświadczone koleżanki z kortu. - Będę przygotowywać się do tego - zarówno pod kątem mentalnym, jak i fizycznym - ze swoim sztabem szkoleniowym. Będę zbierać uwagi, które mi przekażą jego członkowie i myślę, że to pomoże - nadmieniła. Poznanianka nie planuje, jak na razie, żadnej specjalnej nagrody dla siebie, gdyby udało jej się wygrać pierwszy mecz w głównej drabince Wielkiego Szlema. - Największą nagrodą będzie dla mnie awans w rankingu WTA i zadowolenie z wygranej. Gdyby udało się zwyciężyć, to pewnie uczcilibyśmy to z moim teamem dobrą kolacją i deserem. Przeważnie staramy się jednak tak samo zachowywać po wygranej, jak i po porażce - przyznała. Ma też nadzieję, że w najbliższych tygodniach szerokim łukiem omijać ją będą poważne urazy. - Czasem w ostatnich tygodniach coś dawało troszeczkę o sobie znać, bo też sporo grałam. Ale na turniejach, w których brałam udział, miałam dobrą opiekę fizjoterapeutów, która była bardzo pomocna - podkreśliła. W Paryżu z trybun mają ją dopingować rodzice. - Reszta rodziny będzie trzymać kciuki w Poznaniu - poinformowała. Pewni miejsca w głównej drabince French Open, który rozpocznie się w niedzielę, są także Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz. W eliminacjach wystąpią: Urszula Radwańska, Paula Kania i Michał Przysiężny.