Sprawa dotyczy zachowania Toth w trakcie i po meczu ze Shuai Zhang w turnieju WTA w Budapeszcie. Spotkanie zakończyło się łzami i kreczem Chinki, a na reprezentantkę gospodarzy spadła lawina krytyki. W 11. gemie przy stanie 15:15 Shuai Zhang uderzyła piłkę blisko linii, ale został wywołany aut. Zawodniczka poprosiła o sprawdzenie sędzię Morgane Larę. Ta potwierdziła decyzję liniowego. Chinka nie godziła się z tą decyzją, długo rozmawiała z arbitrem i domagała się przyjścia na kort supervisora turnieju. Przy remisie 30:30 Toth podeszła i zamazała ślad, choć rywalka wołała do niej, żeby tego nie robiła. Krytyka spadła na Toth i organizatorów Chinka po zakończeniu gema rozpłakała się i poddała mecz. Węgierka ostentacyjnie cieszyła się z kryzysu swojej rywalki. Zdjęcia i wideo obiegły tenisowy świat. Na Toth i sędzi nie pozostawiono suchej nitki. Wiele tenisowych gwiazd skrytykowało ich zachowanie. Tymczasem w mediach społecznościowych organizatora pojawił się komentarz. "To nie Amarissa zdecydowała, czy piłka była w korcie lub nie. To była decyzja sędziego liniowego, a potem sędziego głównego. Węgierska tenisistka pierwszy raz gra w turnieju WTA i mogła nie zachować się odpowiednio, ale nie zrobiła nic, co by można nazwać brakiem integracji. Chińczycy zmanipulowali świat za pomocą zmanipulowanego wideo" - czytamy. To bardzo oburzyło Magdę Linette. Polka nie pozostawiła suchej nitki na organizatorach. Zacytowała węgierskich organizatorów i stwierdziła: "To najgorsza odpowiedź od turnieju, jaką kiedykolwiek widziałam."