Magda Linette ma za sobą jeden z najdłuższych meczów w wielkoszlemowej karierze, ale niestety niezakończony happy-endem. W drugiej partii, po thrillerze w tie-breaku Polka doprowadziła do remisu w starciu z Eliną Switoliną, ale niestety kolejna partia zakończyła się pewnym zwycięstwem reprezentantki Ukrainy. Magda Linette: To jest najbardziej frustrujące i boli - Frustrujące? Deprymujące? - dopytywałem Magdę Linette, jakie emocje jej towarzyszą, gdy tak szybko musi zaakceptować fakt, że dalszą rywalizację singlistek będzie śledziła już wyłącznie z pozycji kibica. - Nie mogę powiedzieć, że nie jestem przyzwyczajona. W tym roku już było parę pierwszych rund w Wielkich Szlemach. Chyba bardziej frustruje to, że grałam całkiem fajny tenis i nie ma tej nagrody. To jest najbardziej frustrujące. O tym, co działo się w ubiegłym roku, już raczej nie myślę, bo turniej turniejowi jest nierówny. Tym bardziej że w zeszłym roku byłam rozstawiona i miałam troszkę łatwiejszą drabinkę, dzięki czemu wygrałam te mecze, które powinnam była wygrać - odparła 32-letnia poznanianka, której w Wimbledonie dotąd nigdy nie wiodło się wybitnie. Najdalej, bo trzykrotnie, docierała do trzeciej rundy. Między innymi przed rokiem wyrównała swój najlepszy wynik. Tym razem jednak nie uśmiechnęło się do niej szczęście w losowaniu, bo Switolina to ubiegłoroczna półfinalistka z Londynu. Dopytana, w których elementach oczekiwała od siebie lepszej gry, na wyższym poziomie, dzięki czemu dałaby sobie większe szanse na powodzenie w tej konfrontacji, skierowała wątek na inny - większy problem. - Nie sądzę, że musiałabym mieć wyższy poziom. Bardziej spadki nie powinny być tak zauważalne. I bardziej to boli, że w momencie, gdy mam wahania, robią się one zbyt duże. A Switolina jest bardziej równa, może nie ma niesamowitych momentów, ale też nie ma takich dołków. Były chwile, gdy prowadziłam grę i miałam przewagę, ale niestety za dużo punktów pod rząd przegrywałam. Nie utrzymywałam jej wystarczająco blisko siebie przy własnych gemach serwisowych - utyskiwała zwyciężczyni dwóch turniejów WTA w grze pojedynczej i dwóch w grze podwójnej. Linette, patrząc już całościowo na dotychczasowe, tegoroczne turnieje Wielkiego Szlema, powodów swoich niepowodzeń nie szukała w nieszczególnie szczęśliwych losowaniach. Przeciwnie, oczyma wyobraźni widziałaby jeszcze większego pecha, co z uśmiechem zaznaczyła. - Jestem tak przyzwyczajona do moich drabinek, iż powiedziałam, że miałam całkiem niezłe losowanie. Mogłam trafić na Igę, więc mogło być dużo gorzej. Nawet w jednym Wielkim Szlemie, w którym doszłam do półfinału (US Open przed rokiem), miałam chyba jedną z najtrudniejszych średnich jeśli chodzi o rankingi moich przeciwniczek. Dlatego już staram się na to nie patrzeć, po prostu wychodzę i staram się zagrać najlepiej, jak potrafię. Wiem, że taki mecz jest bardzo trudny. Z drugiej strony potrafi otworzyć drabinkę i staram się patrzeć w ten sposób. Z Eliną już tutaj wygrałam, więc zdawałam sobie sprawę, że będzie miała presję, a przez to mecz dla mnie będzie bardzo trudny. Natomiast też miałam swoje szanse, ale niestety ich nie wzięłam. I to boli - podsumowała Linette. Artur Gac, Wimbledon