Polska Agencja Prasowa: Przegrała pani z rozstawioną z numerem "15" Agnieszką Radwańską 3:6, 2:6, ale zarówno krakowianka, jak i komentatorzy chwalili panią za odważną grę. Sama jest pani z siebie zadowolona, czy ma może poczucie, że coś mogła zrobić lepiej? - Uważam, że zagrałam niezły mecz, mimo iż wynik na to nie wskazuje. Starałam się przejmować inicjatywę i grać ofensywnie, co powodowało, że popełniałam błędy. Mam jednak nadzieję, że ten agresywny tenis zaprocentuje w następnych meczach. Czy przed pojedynkiem z krakowianką pojawiła się trema związana z pierwszym w karierze występem w drugiej rundzie Wielkiego Szlema? - Tak, byłam zdenerwowana, co widać było również na początku spotkania. Z drugiej strony, coraz lepiej zaczynam sobie radzić z nerwami i szybciej zaczynam się opanowywać. Brakuje mi jeszcze doświadczenia, ale wydaje mi się, że jestem na właściwej drodze. W środę posłała pani sześć asów, czyli dwa razy więcej niż znacznie wyżej notowana rodaczka. Wydaje się, że to właśnie serwis był pani dużym atutem w tym pojedynku. Poświęca pani temu elementowi więcej czasu na treningach? - Tak, ostatnio bardzo dużo nad nim pracujemy. Szczególnie nad prędkością. Powoli zaczyna się on poprawiać, ale to oczywiście zajmie mi jeszcze trochę czasu. Po spotkaniu widać było, że wymieniła pani z krakowianką kilka zdań, czemu towarzyszyły szerokie uśmiechy. Jakie uwagi przekazywały sobie panie na gorąco? - Podziękowałam jej, że nie zagrała w meczu ze mną żadnego trick shota. Ona z kolei powiedziała, że zagrałam dobry mecz, co miło było usłyszeć. Po pojedynku otwarcia miała pani nadzieję, że w trudnych momentach kolejnych meczów będzie pamiętać, o tym, jak udało jej się wyjść z takiej sytuacji w konfrontacji z Urszulą Radwańską. Co chciałaby pani zapamiętać po meczu z jej starszą siostrą? To, że w niektórych momentach sprawiła pani sporo kłopotów 15. rakiecie świata? - To także. Głównie będę myśleć o akcjach, w których grałam agresywnie, ale również mądrze i nie bałam się podejmować decyzji. W pierwszej rundzie US Open zanotowano rekordową liczbę 12 kreczów w jednej fazie Wielkiego Szlema. Amerykańskie media piszą, że wpływ na to mają panujące w USA upały. Rzeczywiście są one tak dokuczliwe dla zawodników? - W ostatnich dniach jest nie tyle bardzo ciepło i słonecznie, co parno. Przez co jeszcze bardziej się pocimy i odwadniamy. Myślę, że to ma duże znaczenie. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że wielu zawodników bardzo dużo grało już w tym sezonie i są efekty tych licznych meczów oraz wielu godzin spędzonych na korcie. Na początku roku, ze względu na otoczkę i sposób traktowania tenisistów - w tym tych grających w eliminacjach, pani ulubioną imprezą wielkoszlemową był Australian Open, który w połowie sezonu został "zdetronizowany" przez Wimbledon. Jak na tym tle wypada US Open? - Bardzo lubię Nowy Jork, zwłaszcza Manhattan. Tam jest niesamowita atmosfera, zwłaszcza po zachodzie słońca. Aczkolwiek dojazd na obiekty zajmuje okropnie dużo czasu, a na samych kortach jest bardzo głośno i tłoczno, czego ja za bardzo nie lubię. Dodatkowo nie przepadam za amerykańskim jedzeniem. Tak, że pozostanę przy Wimbledonie jako moim ulubionym turnieju. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek