Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: W poniedziałek rano na swoim profilu umieściła pani krótki wpis, podając liczbę 22 jak swoje nowe miejsce w rankingu WTA. Maciej Ryszczuk, trener przygotowania fizycznego Igi Świątek, odpowiedział pani, pytając, czy może chodzi o pani aktualny wiek, bo gra pani obecnie jak 22-latka. Magda Linette, półfinalistka Australian Open: To było bardzo miłe. Mogę odpowiedzieć trochę w stylu Novaka Djokovicia, który żartował, że 30 lat to nawet 20. Może też tak będę mówić? Ale cieszy mnie bardzo, że w tym wieku jestem zdrowa i mogę grać swój najlepszy tenis. Jaki jest pani sekret sportowej długowieczności? - Zaczyna się od podstaw - bardzo ciężkiej pracy w siłowni, współpracy z fizjoterapeutami, ale też właściwego planowania. Tego dobrego planowania trochę mi brakowało. Cały czas się uczę. Jestem nadgorliwa i ciężko mi było odpuścić pewne rzeczy, ale mam nadzieję, że z wiekiem trochę zmądrzałam. Będę trenować mniej, ale tak, żeby utrzymać wysoką jakość. Przestrzega pani rygorystycznej diety? - Nie nazwałabym jej rygorystyczną. To nie jest taka dieta jaką stosuje Hubert Hurkacz. Nie dałabym rady. Dla mnie Hubert jest fenomenem. Nie mogę zrozumieć jak on jest w stanie dostarczyć tyle kalorii takim jedzeniem (Hurkacz jest na diecie bezglutenowej, nie je mięsa i sporadycznie spożywa ryby - przyp. ok). Jak może mieć cały czas tak dużo energii potrzebnej na korcie? Jego jedzenie jest bardzo monotonne, a jemu to nie przeszkadza. Niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, jakie to jest trudne. Mam zbilansowaną dietę. Stosuję przy tym dewizę, że wszystko jest dla człowieka, ale trzeba znać granice. Nie miała pani momentów załamania, gdy po tak wielu próbach, po wielu latach, osiągnęła pani tak znaczący sukces w Wielkim Szlemie? - Spokojnie szłam sobie swoją drogą. Moja kariera jest względnie stabilna. Nie byłam osobą, która robiła niesamowite skoki. Oczywiście, jak każdy sportowiec miałam dużo momentów załamań. Miałam to szczęście, że wokół siebie znajdowały się wtedy właściwe osoby. Oni pozwalali mi obrócić momenty słabości w coś pozytywnego. Kilka lat temu poddałam się operacji kolana, potem musiałam przejść rehabilitację. To był jeden z tych trudniejszych epizodów. Powrót do gry po operacji źle wspominam, ale wybroniłam ten sezon. Wtedy mi bardzo pomógł Dawid (Celt). Później miałam to szczęście, że z powrotem udało mi się wrócić do Marka (Gellarda, obecny trener Magdy Linette - przyp. ok). Kryzysy były, zawsze jednak znajdowałam pomocną dłoń. W tenisie są różne opinie na temat konieczności pracy z psychologiem. Iga Świątek od kilku lat ma przy sobie Darię Abramowicz, Aryna Sabalenka po półfinałowym meczu z panią powiedziała, że "sama dla siebie jest psychologiem". Pani korzysta z psychologa? - Każdy ma swój sposób na coś. Nie ma jednej drogi. Uważam, że pomoc psychologa może być bardzo korzystna. Coraz więcej osób ma świadomość, że taka pomoc istnieje, jest dostępna. Nie boją się wyciągać ręki po pomoc. Bo to nie jest wstyd. Dobrze, że mamy coraz więcej źródeł, do których możemy się odnieść w trudnych psychicznie chwilach. Ja mam taką osobę, która mi pomaga mentalnie i jest tylko dla mnie. Ale ona nie wychodzi przed szereg. Poza tym mój team jest zawsze ze mną w trudnych sytuacjach, oni też muszą mieć przygotowanie mentalnie, bo od tego zależy moje własne przygotowanie. Dzięki przygotowaniu psychologicznemu moi trenerzy inaczej patrzą na te trudne momenty w samym meczu. Posiadła pani rzadką umiejętność pokonywania trudnych przeciwniczek. W 2021 roku ograła pani w Roland Garros Ashleigh Barty, rok później Ons Jabeur, w tegorocznym Australian Open wyeliminowała pani cztery wyżej notowane rywalki: Anett Kontaveit, Jekaterinę Aleksandrową, Caroline Garcię i Karolinę Pliskovą. Na czym polega sekret radzenia sobie z dobrymi zawodniczkami? - To zawsze mi pokazywało, ze mam wysoki poziom tenisowy. Kiedy nie musiałam wygrywać, kiedy ulatywała mi presja, to grałam dobrze z najlepszymi. Długo brakowało mi stabilizacji emocjonalnej. To było dla mnie najtrudniejsze. To nie jest teraz tak, że osiągnęłam taki stan stabilizacji i nigdy nie wrócą dawne problemy To będzie zawsze coś nad czym będziemy musieli dalej ciężko pracować. Dobrze, że odkryłam jak sobie z tym wszystkimi problemami radzić. A gdyby zagrałaby pani z Igą Świątek, to byłoby tak jak z Barty, Jabeur, Garcią? - Grałam prawie z każdą z dziewczyn z czołówki WTA, a z Igą - nie. Bardzo mnie zaskakuje, że do takiego meczu jeszcze nie doszło. Do tej pory nie byłam rozstawiana, a nie grałyśmy ze sobą. Aż dziwne, że los nas nie skojarzył. Jestem przygotowana na taką ewentualność, myślę, że Iga również i że do takiego meczu dojdzie, ale w dalszej fazie turniejów. Sądzę, że byłoby to bardzo dobre dla tenisa. Taki mecz wzbudziłby spore zainteresowanie. Działa pani w Radzie Zawodniczek WTA. Czy to ciało zajmowało się kiedykolwiek sprawą niedopuszczenia zawodniczek rosyjskich i białoruskich do turniejów wielkoszlemowych? - Nie mamy nic do powiedzenia w tej kwestii. To sprawa dla rządów, bądź prywatnych właścicieli turniejów jak to miało miejsce w przypadku Wimbledonu. Sprawa jest bardzo trudna. My prywatnie wiemy, że większość tych dziewczyn z Rosji i Białorusi jest przeciwna wojnie. Mówiła o tym Wiktoria Azarenka, która zasiada w radzie. One mają bardzo trudną sytuację, nie czują się z tym komfortowo, dlatego stoją trochę z boku. Nie chcemy kłótni w tej sprawie. A z wielu pomysłów dotyczących reformy tenisa kobiet, co sądzi pani o pomyśle dyrektor Rolanda Garrosa Amelie Mauresmo, która zastanawiała się nad tym, aby wprowadzić mecze do trzech wygranych setów w turnieju kobiet na Wielkim Szlemie? - Zawsze się śmiałam, że ja zaczynam mecze od drugiego seta, więc to by mi nawet pasowało. Ale na serio to wiemy, że logistycznie nie bylibyśmy w stanie tego zrobić. Na kortach Rolanda Garrosa nie ma nawet świateł na każdym korcie. Turniej w Paryżu z meczami, które trwałyby pięć setów również u kobiet, nie skończyłby się na czas. Ale to jedna sprawa. Druga sprawa, to w tenisie występuje tendencja do skracania meczów. Przeciętny fan nie jest w stanie wytrzymać długiego meczu. Wimbledon skrócił debla męskiego. Wszystkie turnieje Wielkiego Szlema zdefiniowały końcówkę meczów - jest tie-break, nie gra się już na przewagi w piątym secie. Nikt nie chce już długich spotkań. Czy ten sukces z Australii - sportowo i finansowo - gwarantuje pani kilka miesięcy, może kilka lat spokoju? - Mam wysoki ranking. Będę rozstawiona w Wielkim Szlemie. Ale to nie znaczy, że będę miała łatwiej. Jest dużo mocnych dziewczyn bez rozstawienia, są nawet takie, które potrafią wygrać w takiej sytuacji Wielkiego Szlema - jak Emma Raducanu, czy grać w finale - jak Leylah Fernandez. Wiem, że nie mogę lekceważyć żadnej przeciwniczki. Natomiast z punktu widzenia finansowego jestem niesamowicie wdzięczna za to, co się wydarzyło. Daje mi to impuls do rozwoju, nie muszę martwić się o pieniądze, mogę mieć team taki jaki chcę mieć. Dla mojego sportowego rozwoju, to jest ogromie cenna nagroda. Ale nie patrzę tylko na siebie. Mój sukces, podobnie jak wcześniej Igi i Huberta wypromuje tenis, może przyciągnie sponsorów i pomoże młodym dziewczynom i chłopakom w Polsce. Chciałabym, żeby tak się stało, bo wiem jak to jest ważne. Ja w młodym wieku takiej pomocy dużo nie miałam i było mi bardzo trudno. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski