Po reorganizacji rozgrywek Billie Jean King Cup w finałowym turnieju w Shenzhen znajdzie się tylko osiem drużyn. Dwa miejsca zostały już zajęte - przez Chinki, jako gospodarza zmagań, oraz Włoszki. Te ostatnie bronią tytułu mistrzyń świata, wywalczonego w listopadzie w Maladze. Teraz jednak finałowy turniej odbędzie się wcześniej, już w drugiej połowie września. To decyzja z ostatnie chwili, dobra dla gwiazd światowego tenisa. Tyle że prawdopodobnie i tak zbyt wiele ich do Shenzhen nie przyjedzie - to już kwestie wyborów tenisistek, także dotyczących gry w elimnacjach. Bo Polska bez Igi Świątek, USA bez Coco Gauff, Jessiki Peguli czy Madison Keys są od razu w trudniejszej sytuacji. A Białorusinki czy Rosjanki nie są z kolei dopuszczone do rywalizacji. Australia, Kazachstan i Kolumbia w grze o miejsce w finałach BJK Cup. Kluczowe już pierwsze spotkanie Jest za to prawdopodobne, że przywilej gry w Chinach uzyska Jelena Rybakina, która dla gry w kadrze Kazachstanu zmieniła swoje indywidualne plany. Miała w Stuttgarcie bronić tytułu WTA 500, gdy rok temu najpierw w półfinale ograła Igę Świątek, a później w finale Martę Kostiuk. Uznała jednak, że wybierze się do Brisbane, gdzie na twardych kortach Australia była gospodarzem turnieju kwalifikacyjnego w ramach Billie Jean King Cup. I gdyby Kazaszki przyjechały osłabione, bez dwóch swoich gwiazd, zapewne to Australijki byłyby faworytkami do awansu. A tak rzeczywistość brutalnie je zweryfikowała. Turniej w Brisbane, tak jak w Radomiu, odbywa się na zasadzie meczów "każdy z każdym". Z gry o awans zawczasu wycofały się de facto Kolumbijki, bo przysłały kadrę złożoną z zawodniczek z szóstej, siódmej i ósmej setki rankingu WTA. Za to bez Camili Osorio, która wygrała w niedzielę turniej WTA 250 w Bogocie, ale także Emiliany Arango, drugiej ich zawodniczki z Top 100. Można więc założyć, że o awansie rozstrzygało już pierwsze starcie Australii z Kazachstanem, kibice w Pat Rafter Arena przeżyli srogi zawód. Już pierwsze starcie Julii Putincewej z Mayą Joint było jednostronne - wyżej notowana z zawodniczek wygrała 6:2, 6:1. Putincewa ostatnio raczej rozczarowywała, od połowy lutego wygrała tylko jeden mecz, z Shuai Zhang w Charleston. A i tak nie dała niespełna 19-letniej rywalce, która przebojem wdarła się na początku tego roku do setki najlepszych tenisistek, żadnych szans. Jelena Rybakina wyszła z wielkich opresji. W drugim secie broniła piłki setowej. Przy stanie 1:5 A później zmierzyły się Rybakina i Kimberly Birrell. Australijka nieźle ostatnio prezentowała się w Indian Wells i Miami, w obu tych turniejach wygrywała gry kwalifikacyjne, a później docierała do drugiej rundy. Tyle że to nie jest jeszcze poziom byłej mistrzyni Wimbledonu. Potrzebowała jakiegoś sportowego cudu, choć dwa swoje największe osiągnięcia w karierze - w pojedynczych meczach - miała właśnie w Brisbane. Sześć lat temu, jako 20-latka, ograła tu dziesiątą w światowym rankingu Darię Kasatkinę, a na początku tego roku - ósmą Emmę Navarro. Birrell potrzebowała też słabszej gry Rybakiny, która czasem wpada w dołek i popełnia błąd za błędem. A już za chwilę gra niemal wybitnie. I tak było i w czwartek. Birrell prowadziła w pierwszym secie 3:1, a następnie Rybakina wygrała 20 z 21 kolejnych akcji. I całego seta 6:3. W drugiej partii Australijka wygrywała już 5:1, miała piłkę setową na 6:1 przy swoim podaniu i... już za chwilę było 5:5. Drugiej okazji na odwrócenie losów meczu już nie dostała, Rybakina wygrała tie-breaka 7-4. Gra deblowa była już tylko pocieszeniem - Storm Hunter i Ellen Perez pokonały 6:3 i 6:4 Żibek Kulambajewą i Annę Dinilinę, ale to Kazachstan wygrał mecz 2:1. I po spotkaniu z Kolumbią właściwie powinien już się cieszyć z awansu.