Kubot przebywa teraz w Polsce, choć wakacje ma wyjątkowo krótkie. To efekt znakomitej gry. Wspólnie z Brazylijczykiem skończyli sezon najpóźniej jak się da, docierając do finału ATP. Za Kubotem najlepszy okres w karierze, choć, jak przyznał, najlepszym momentem w życiu były... jego urodziny. - To dzięki temu mogę robić, co kocham i nieźle na tym zarabiać. A patrząc na życie tenisowe, to faktycznie za mną bardzo udany okres. Wygrywaliśmy turnieje na różnych kontynentach i różnych nawierzchniach. Wykorzystaliśmy swoje atuty - mówił zawodnik. A co sprawia, że Kubot tak dobrze rozumie się z Melo? - Mamy różne charaktery i tu chyba tkwi sukces. Do tego jesteśmy mocni mentalnie, dlatego wygraliśmy dużo super tie-breaków. Potrafimy zachować spokój i dyscyplinę taktyczną niezależnie od wyników - dodał. Współpraca z Melo rozpoczęła się nieco ponad rok temu i był to strzał w dziesiątkę. - Marcelo wybrał mnie z listy potencjalnych partnerów. Zdawałem sobie sprawę, że będą wokół nas duże oczekiwania. Przez pierwsze dwa miesiące pracowaliśmy nad powtarzalnością. Różnimy się, mamy inne charaktery, ale może dzięki temu właśnie mamy powtarzalność na korcie. Czy to najlepszy partner? Na pewno dużo się od siebie nauczyliśmy. Pozytywnie patrzę w przyszłość - dodał. A co przyniesie kolejny sezon? Kubot nie chciał składać deklaracji. - Życie nauczyło mnie, że nie ma nic starszego niż wczorajszy sukces. Cały czas chcę przeć do przodu. Wygrałem Wimbledon i Australian Open, nie jestem już najmłodszym zawodnikiem i życzę sobie przede wszystkim zdrowia i tego, żebyśmy z Marcelem dograli sezon od pierwszej do ostatniej piłki. Patrząc na naszą powtarzalność, jeśli zdrowie dopisze pojawią się wyniki - stwierdził Kubot. Przygotowania do nowego sezonu nasz tenisista rozpocznie na początku przyszłego roku. - Teraz odpoczywamy od siebie. Spędziliśmy razem prawie dziewięć miesięcy, każdy z nas ładuje baterie oddzielnie. Spotkamy się dopiero w Australii - zakończył. Kubot ma już na koncie mnóstwo sukcesów, na początku swojej drogi jest za to Dawid Celt. Prywatnie mąż Agnieszki Radwańskiej został kapitanem żeńskiej kadry. Pierwszym poważnym testem będzie zaplanowany na początek lutego turniej, którego stawką jest awans do II Grupy Światowej. - Co do wyników, to jestem bardzo powściągliwy, twardo stąpam po ziemi, nie zadeklaruję, że szybko awansujemy do Grupy Światowej, ale widzę potencjał w zawodniczkach. Stać nas wspólnie na to, aby już niedługo awansować do II Grupy Światowej, a później grać o kolejną promocję. W szerszej perspektywie to na pewno możliwe - stwierdził kapitan żeńskiej kadry. Celt chce stopniowo przebudować kadrę. W ciągu najbliższych lat o sile "Biało-Czerwonych" mają stanowić Maja Chwalińska i Iga Świątek. A co dalej z "Isią". - Jej powołanie do kadry uzależniam od tego, czy zrobi dobry obiad - powiedział, śmiejąc się. Po chwili dodał już na serio. - Przez ostatnie lata ciężar spoczywał na jej barkach, ale nic nie trwa wiecznie. Aga jest coraz starsza, a taki turniej, gdzie trzeba zagrać sześć czy osiem meczów może się okazać dla niej zabójczy. Musimy myśleć o budowaniu reprezentacji Polski, opierając się na innych zawodniczkach, choć wiem, że gdy zajdzie potrzeba to Agnieszka nigdy nam nie odmówi - zakończył Celt. Konferencja prasowa była też okazją dla władz PZT do pochwalenia się korzystnymi zmianami, które zaszły odkąd prezesem został Mirosław Skrzypczyński. - Wreszcie stajemy na nogi. PZT stał na skraju bankructwa, mieliśmy potężne długi, ale już jesteśmy na plusie, zaczęliśmy oszczędzać i postawiliśmy na profesjonalizm w zarządzaniu - mówił prezes. Co najważniejsze, PZT zamierza wreszcie mocno postawić na szkolenie. Pomaga przy tym ministerstwo sportu. - Rozpoczęliśmy szkolenie młodzieży na dużą skalę. Uruchomiliśmy 24 ośrodki, gdzie rodzice mogą bezkosztowo zapisać swoje dzieci na zajęcia. Kończymy z hasłem elitarności tenisa, chcemy, żeby ten sport stawał się masowy - uzupełnił. W przyszłym roku PZT ma zdecydować o powołaniu narodowego centrum tenisa. Jego prawdopodobną lokalizacją będzie Warszawa, choć brane pod uwagę są także Wrocław i Kraków. Krzysztof Oliwa