Intensywne i ciągle opady spowodowały, że wszystkie sobotnie spotkania rozpoczęły się z około dwugodzinnym opóźnieniem w stosunku do godz. 12.30 widniejącej na oficjalnym planie gier. Na korcie numer 2 rywalizację rozpoczęli wtedy Kubot z Raonicem, ale po zaledwie 13 minutach i stanie 2:3 dla Kanadyjczyka musieli udać się do szatni. Ponownie gry ruszyły dopiero parę minut po godzinie 19. Podobnie jak przed przerwą obydwaj tenisiści konsekwentnie i pewnie zdobywali gemy przy swoim serwisie, więc losy dwóch pierwszych partii decydowały się w tie-breakach. W pierwszym Raonic od stanu 3-2 nie stracił już punktu, rozstrzygając na swoją korzyść cztery ostatnie wymiany. W drugim kluczowy okazał się podwójny błąd serwisowy Polaka na 1-3, bowiem tę przewagę rywal utrzymał do końca i wygrał go 7-4. - Wiadomo było, że decydować będzie dzisiaj dyspozycja serwisowa, a Raonic serwował dziś po prostu doskonale. Ja może nie wywierałem na nim wystarczającej presji, ale mój return dzisiaj nie spisywał się tak dobrze, jakbym chciał. Bardzo dobrze rozegrał obydwa tie-breaki, a ja w pierwszym z nich popełniłem dwa proste błędy i to mu wystarczyło - powiedział po porażce 32-letni tenisista z Lubina. Natomiast w trzecim - i jak się później okazało ostatnim - secie Kubot stracił swój serwis w czwartym gemie, na 1:3. Nie tylko zdołał odrobić straty, ale w ostatnim gemie przy 2:5 pozwolił się ponownie przełamać, przy pierwszym meczbolu, po godzinie i 46 minutach gry. - Im dłużej grał, tym lepiej serwował, ale lepiej returnował, niestety. Wywierał tym na mnie rosnącą presję i tego skutkiem był przegrany przez mnie serwis na początku trzeciego seta i właściwie cały przegrany dość łatwo set. On pokazał dzisiaj, że nie przez przypadek jest w pierwszej dziesiątce rankingu ATP. Każdego swojego gema zaczynał przy serwisie od 30-0, co dawało mu pewność siebie. Grał po prostu zbyt dobrze, a ja mogę mieć tylko pretensje do samego siebie za te kilka błędów w tie-breakach - uważa Kubot. W ten sposób Polak obronił tylko 90 z 360 punktów za ubiegłoroczny ćwierćfinał Wimbledonu. Oznacza to, że w najbliższym notowaniu (7 lipca) może spaść w rankingu ATP World Tour z 72. w okolice 125. - Nie przejmuję za bardzo tym, że spadnę w rankingu, bo nie jest tak źle, będę dalej walczył. Najważniejsza jest dla mnie jakość mojego tenisa, a w ostatnich dwóch miesiącach gram naprawdę bardzo dobrze i wierzę, że uda mi się podtrzymać tę formę. Muszę czekać na swoją szansę i trzymać kciuki, żeby mi się udało szybko wrócić do pierwszej setki. Myślę, że ze swoją obecną gra jestem w stanie jeszcze dużo namieszać - powiedział Kubot. - Teraz przede mną jeszcze debel, ale po Wimbledonie zostanę w Europie i będę grał w turniejach ATP w Bastad, Gstaad i Kitzbuehel. W każdym mój dotychczasowy ranking daje mi jeszcze miejsce w turnieju głównym. Potem będą starty w Stanach Zjednoczonych, choć tam już mnie będą czekać raczej występy w eliminacjach singla. Może to być dobry scenariusz, bo w kwalifikacjach będę musiał wygrać dwa, trzy mecze, zanim przebiję się do turniejów, a to zawsze pomaga złapać pewność - dodał. W trzeciej rundzie z turniejem pożegnała się nieoczekiwanie liderka rankingu WTA Tour - Amerykanka Serena Williams, pokonana przez Francuzkę Alize Cornet 1:6, 6:3, 6:4. Ten mecz, rozgrywany na korcie numer 1, drugim co do wielkości przy Church Road, został również przerwany w początkowej fazie i dokończony wieczorem. Jedynie na korcie centralnym, pod zasuniętym dachem, rywalizacja toczyła się w sobotę bez zakłóceń. Nie doszło na nim do niespodzianek, choć w pierwszym meczu Hiszpan Rafael Nadal (nr 2.) stracił na otwarcie seta w tie-breaku 4-7 z Michaiłem Kukuszkinem, po czym w trzech kolejnych partiach oddał mu tylko po jednym gemie. Natomiast Rosjanka Maria Szarapowa (nr 5.) na otwarcie spotkania z Amerykanką Alice Riske przegrywała 1:3, zanim zdobyła kolejnych jedenaście gemów, wygrywając ostatecznie 6:3, 6:0. W ostatnim pojedynku na korcie centralnym kolejne pewne zwycięstwo w Londynie odniósł Szwajcar Roger Federer (4.), pokonując Kolumbijczyka Santiago Giraldo 6:3, 6:1, 6:3. Pierwsza niedziela tradycyjnie jest podczas Wimbledonu wolna od gier. W poniedziałek w czwartej rundzie wystąpi Agnieszka Radwańska (nr 4.) przeciwko Rosjance Jekaterinie Makarowej (23.). Z Londynu Tomasz Dobiecki