"Agresywny styl gry został przeze mnie porzucony, zresztą tak jak zapowiadałem wcześniej. Mówiłem, że ten mecz będzie inny i ja będę musiał się starać grać szybciej piłkę, niż on. Udało mi się to, dopiero w trzecim secie on się trochę rozluźnił i zaczął strzelać nowymi piłkami, a do tego trafiał. Jemu wtedy nerwy chyba puściły, bo nie miał nic do stracenia, a pod presją znalazłem się ja" - powiedział Kubot. "Rzadko się chwalę, ale muszę przyznać nieskromnie, że kluczem do zwycięstwa były skróty, które były po prostu fantastyczne w moim wykonaniu. Obecnie niewielu zawodników gra skrót, czy serwis-wolej albo return-wolej. Już jako junior skrót był moją wizytówką. Koledzy nawet mówili "lubiński" albo "miedziany skrót". To jest u mnie wrodzona chyba smykałka, szczególnie przydatna w takich warunkach jak dziś, kiedy walczyliśmy z czasem, żeby skończyć przed deszczem" - dodał. Środową wygraną Kubot przypieczętował olimpijską kwalifikację na igrzyska, choć już przejście do drugiej rundy dawało mu prawie pewność - choć nie stuprocentową - występu w Londynie. "Po wygranej z Karolem Beckiem w pierwszej rundzie faktycznie złapałem trochę głębszy oddech. Możliwe, że to miało gdzieś tam wewnętrzny wpływ na mnie i trochę się uspokoiłem; poczułem się pewnie. Ale to nie jest tak, że zrealizowałem cel. Bardzo solidnie do tego turnieju przygotowałem się fizycznie i psychicznie. Teraz spadła ze mnie presja związana z olimpiadą, więc mogę się rozluźnić i iść dalej za ciosem" - powiedział Kubot. Tenisista z Lubina na otarcie meczu przełamał serwis Francuza, ale później rywal odrobił straty. Podobnie było w trzecim secie, gdzie Polak prowadził już 3-0. Później sam przegrał nieoczekiwanie podanie na 4:5, ale wyrównał i znów doszło do tie-breaka. "Nie jest sztuką grać, gdy się nie ma nic do stracenia i się po prostu strzela. Sztuką jest to, żeby dograć to do końca. On w końcówce nie potwierdził "breaka". Mnie się to też wcześniej zdarzyło w pierwszym i trzecim secie. Przy 5:4 Serra nie trafił ani jednego pierwszego serwisu, co pozwoliło mi wywierać presję przy drugim. Tym samym pozwolił mi grać, a ja to wykorzystałem do odrobienia straty. Potem był tie-break, w którym wybroniłem się z 3-4, a od 4-4 zagrałem trzy fantastyczne piłki, odważnie, do przodu. Właśnie tak powinienem grać decydujące punkty. Cieszę się, że udało się dokończyć mecz przed deszczem" - zaznaczył Kubot. Kolejnym rywalem Polaka będzie w czwartek zwycięzca przerwanego przez deszcz pojedynku Belga Davida Goffina z Francuzem Arnaudem Clementem, dla którego jest to ostatni Roland Garros, bowiem kończy karierę. Spotkanie przerwały opady deszczu przy stanie 5:1 w piątym secie dla Goffina (i 30-0 dla Clementa przy jego serwisie). "Nie znam zupełnie Goffina, choć słyszałem, że to młody i utalentowany zawodnik, jak wszyscy Belgowie, którzy mają bardzo szybkie nadgarstki. W czwartek zagram debla, a wieczorem siądziemy z trenerem Janem Stocesem i opracujemy taktykę. Goffin pokonał w pierwszej rundzie Radka Stepanka, więc na pewno jest mocny. Inna rzecz, to przewidziałem, że Radkowi może zabraknąć sił, bo w ubiegłym tygodniu grał dużo meczów. Cóż, trochę siedzę już w tym biznesie i nauczyłem się sporo na błędach, więc wiem jak to jest w tenisie" - dodał Kubot.