W środę spotka się w polskim ćwierćfinale z Jerzym Janowiczem, przedstawicielem młodego pokolenia, opierającym swoją grę na sile fizycznej i zabójczym serwisie, po którym nie ma co zbierać. Współczesny tenis promuje graczy defensywnych, którzy oddają zabójcze strzały z końcowej linii i atletyczną siłą próbują zmiażdżyć rywali. Nie dziwi więc, że czasy takich graczy jak Szwed Stefan Edberg, Amerykanin Pete Sampras czy Australijczyk Patrick Rafter odchodzą powoli w niepamięć, choć na szczęście niezupełnie. W dobie coraz cięższych piłek, coraz wolniejszych kortów - ten proces nawet nie omija trawy - jest Kubot, który wbrew tym tendencjom stara się po każdym dobrym serwisie iść do siatki i zdobywać punkty wolejami. Nie zważa na minięcia, loby i strzały skierowane wprost w niego, na co wpływ ma jego obecny trener Czech Jan Stoces. "Jan jest najlepszym trenerem, jakiego miałem. Potrafi w pełni wykorzystać potencjał mojej gry i utwierdza mnie w agresywnym stylu. W końcu nie jestem już młody. Mam 31 lat i nie mam już tyle sił i zdrowia, by przez wiele godzin przebijać piłki z tyłu kortu" - przyznaje Kubot. Przed dwoma laty był zaledwie o piłkę od wimbledońskiego ćwierćfinału, gdy prowadził 2:0 w setach z Hiszpanem Feliciano Lopezem. Przegrał w pięciu, ale zapisał się w pamięci sędziwych członków The All England Lawn Tennis and Croquet Club. Byli tenisiści, często mistrzowie sprzed lat, chętnie przychodzą na mecze Łukasza i z nieskrywanym wzruszeniem patrzą na klasykę tenisa w jego wydaniu. Przed jednym z meczów Kubota, przy wejściu na kort dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej spotkał blisko 80-letniego pana, z członkowską plakietką klubową przypiętą do klapy garnituru i w słomkowym kapeluszu z zielono-filetową wstążką Wimbledonu. Zapytał: "Czy tu będzie grał ten chłopak z Polski, który chodzi zawsze do siatki po serwisie? Chcę go zobaczyć, bo to jest jak powrót do mojej młodości". Na trybunie pojawił się nie tylko on, lecz jeszcze kilku jemu podobnych, a wszyscy z wyraźnym wzruszeniem wspominali styl gry należący dziś do rzadkości. Nie mogli też uwierzyć, że w Polsce nie ma kortów trawiastych, dziwiąc się, "gdzie on się tego wszystkiego nauczył?". W początkach kariery seniorskiej Kubot trenował w Austrii, zanim przeniósł się do Pragi. To miasto od wielu lat jest drugim - po rodzinnym Lubinie - jego domem. To tam wraca po turniejach i stamtąd rusza w najodleglejsze zakątki świata walczyć o punkty do rankingu ATP World Tour. Tam też mieszka i pracuje na kortach Sparty jego narzeczona, Słowaczka Eva Slaninkova. Wcześniej współpracował z innymi czeskimi trenerami Tomasem Jandą (trenował też Martę Domachowską) czy Jakobem Hlaskiem. Obaj eksperymentowali, a czasem nawet próbowali przestawić go na grę defensywną, jednak kilka lat temu pojawił się Stoces, który postawił na jedną kartę, czyli grę serwis-wolej. "To najlepsze, co jest w grze Łukasza i musimy to maksymalnie wykorzystać. Jak widać, to działa" - powiedział PAP Stoces. Czech kiedyś prowadził Niemca Rainera Schuettlera w jego najlepszym okresie. Teraz pracuje jednocześnie z innym Niemcem Benjaminem Beckerem i Kubotem. Tego ostatniego doprowadził w kwietniu 2010 roku do 41. miejsca na świecie w singlu. A dokonał tego specyficzną drogą, bo przez debel. "Długo nie mogłem się przebić do setki w singlu, więc zacząłem grać na poważnie debla. Wygrałem w nim parę dużych turniejów, no i dwa razy zakwalifikowałem się z Austriakiem Oliverem Marachem do turnieju masters w Londynie. Jednocześnie próbowałem grać w eliminacjach turniejów w singlu i coraz częściej mi się udawało je przejść. Zacząłem więc awansować w rankingu. Dzięki deblowi nie tylko poprawiłem swój tenis - stał się on bardziej agresywny, ale i nabrałem więcej pewności siebie" - przyznał Kubot. Choć po niezbyt udanym początku tego sezonu spadł na 130. miejsce na świecie, to po Wimbledonie wskoczy na 62, jeśli odpadnie po ćwierćfinale z Janowiczem. Jeśli wygra w Londynie jeszcze jeden mecz, może wrócić do czołowej 50-tki. Kubot, jak sam przyznaje, ma ciężki charakter. Jest introwertykiem, perfekcjonistą, dość nieufną osobą, ale z wiekiem coraz bardziej się otwiera i swobodniej czuje w ogniu pytań dziennikarzy. Jest całkowicie skoncentrowany na tenisie, na nowinkach technologicznych dotyczących rakiet i piłek, lubi oglądać mecze w telewizji. Choć mieszka w Pradze, a w Polsce pojawia się głównie, by odwiedzić rodziców i młodszą siostrę, no i zjeść domową "pomidorówkę", to z chęcią występuje w reprezentacji narodowej. W dniach 13-15 września z Janowiczem ma poprowadzić drużynę kierowaną przez Radosława Szymanika po raz pierwszy do Grupy Światowej rozgrywek o Puchar Davisa. Na korcie ziemnym w hali Torwar rywalami Polaków będzie ekipa Australii, z niegrającym kapitanem Patrickiem Rafterem. Kubot dwukrotnie wystąpił w finałach turniejów ATP Tour w singlu - w 2009 roku w Belgradzie (przegrał z Serbem Novakiem Djokovicem) i rok później w Costa do Sauipe (pokonany przez Hiszpana Juana Carlosa Ferrero). W deblu odnotował osiem zwycięstw, ostatnie w lutym w Acapulco z Hiszpanem Davidem Marrero. Z Londynu - Tomasz Dobiecki Który z Polaków zagra w półfinale Wimbledonu? Dyskutuj!