Ta wygrana zapewniła Australijczykom awans do Grupy Światowej Pucharu Davisa, gdzie nie występowali od 2007 roku. "Biało-czerwoni" nigdy w niej nie grali i będą musieli na to poczekać jeszcze przynajmniej rok. - Nie jestem w najlepszym nastroju - mówił Kubot na konferencji prasowej. - Mecz z Tomicem miał dwa kluczowe momenty. Nie powinienem przegrać pierwszego gema, w którym prowadziłem 40:15. W drugim secie było nawet 5:1, fantastycznie zagrałem sześć gemów, w których poniosła mnie hala i kibice zebrani na "Torwarze". Przegrałem go po własnych błędach. Przeciwnik fantastycznie serwował, tak jak wszyscy Australijczycy w tym pojedynku. Biję się w piersi, zawaliłem drugiego seta. Zaważyło to również na trzecim, choć robiłem wszystko, co w mojej mocy - dodał. Trochę inne spojrzenie na postawę Kubota w drugim secie miał Radosław Szymanik, kapitan reprezentacji Polski. - Łukasz rozegrał swojego najlepszego seta w tym turnieju, kapitalnie returnował. Nie "zamknął" jednak tej partii, choć przy stanie 5:1 wszyscy myśleliśmy, że już jest wygrana. Może zabrakło koncentracji, ale jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem - komentował na "gorąco". - Łukasz grał konsekwentnie "swoje" zaprezentował się lepiej niż z Lleytonem Hewittem, ale to nie wystarczyło. Nie mam jednak pretensji do chłopaków. Widzieliście, ile zdrowia Kubot zostawił na korcie. Za drugim razem nic nie zmienilibyśmy w przygotowaniach do tego pojedynku, a także nie wybralibyśmy innej nawierzchni (grano na "mączce" - przyp. red.). Rywale byli po prostu lepsi, czapki z głów - stwierdził kapitan reprezentacji Polski. - Wielokrotnie to mówiłem, w moim słowniku nie ma słowa gdyby - odpowiedział Kubot zapytany, czy lepiej grałoby mu się na kortach twardych. - Gdybym w drugim secie wygrał jeszcze jeden swój serwis i partię, to może ostatecznie spotkanie z Tomicem potoczyłoby się inaczej. Gdyby Janowicz nie był kontuzjowany, to też może byłby inny wynik. Każdy generał jest mądry po wojnie - stwierdził polski tenisista. Jerzego Janowicza, który narzekał na uraz kręgosłupa, w pojedynku z Australią zastąpił Michał Przysiężny. On w ostatnim meczu skreczował przegrywając 1:4 z Nickiem Kyrgiosem. - Michałowi od rana kręciło się w głowie. Dopadło go zatrucie pokarmowe, ale to nic poważnego. Po porażce Kubota wszystko było już rozstrzygnięte, więc nie było sensu męczyć Przysiężnego - powiedział Szymanik. Polska ostatecznie przegrała z Australią 1-4 i w przyszłym roku znowu będzie grać w Grupie I strefy euro-afrykańskiej. Losowanie odbędzie się 18 września. Z Warszawy Paweł Pieprzyca