Piękna Le Kindarena w Rouen, zaprojektowana przez wybitnego architekta Dominique Perraulta, gości tenisistki już po raz trzeci, ale dwie poprzednie edycje odbyły się jesienią i miały tylko rangę turnieju WTA 125. W drugiej połowie października czołowe tenisistki szykują się już do finałowych turniejów całego sezonu, do Normandii przyjeżdżały głównie te, które myślały jeszcze o poprawieniu rankingu przed zamknięciem list do Australian Open. Nazwiska triumfatorek - Szwajcarki Viktoriji Golubic i Belgijki Maryny Zanevskiej też nie robią wielkiego wrażenia. Teraz udało się podwyższyć rangę zawodów, zmienić nawierzchnię (wysypano mączkę), to i stawka jest lepsza. Kibiców mogły przyciągnąć więc reprezentantki Francji, z Caroline Garcią na czele, ewentualnie młoda i gniewna Mirra Andriejewa czy była liderka WTA Karolína Plíšková. Gwiazdy wybrały w tym czasie walkę o nowy model w Stuttgarcie, ale udało się "wyrwać" jedną z nich. Dziką kartę otrzymała Naomi Osaka, triumfatorka czterech Wielkich Szlemów i też niegdyś przewodząca stawce w tourze. Dziś na jej meczu obiekt był pełny. Jest tylko jeden problem - i wcale nie taki, że Japonka wciąż szuka formy po powrocie do gry po urodzeniu córeczki. W Indian Wells czy Miami już pokazała się z dobrej strony, pokonała Ludmiłę Samsonową czy Elinę Switolinę. Sęk w tym, że stało się to na kortach twardych. A pozostałych Osaka unika jak może. Nie ma tu miłości między nią, a kortami ziemnymi, czy - jeszcze bardziej - trawiastymi. Półfinalistka Rolanda Garrosa rywalką Naomi Osaki. Można wylosować znacznie lepiej Dla 26-letniej gwiazdy był to pierwszy mecz na tej nawierzchni od blisko dwóch lat. Tylko raz na mączce dotarła do półfinału zawodów, pięć lat temu w Stuttgarcie - zresztą oddała go walkowerem. We French Open nigdy nie przekroczyła trzeciej rundy, podobnie zresztą jak na Wimbledonie. Trawy unika jeszcze bardziej, od wybuchu pandemii się na takich kortach nie pojawiła. A jej pech polegał na tym, że w drabince trafiła akurat na specjalistkę od tej nawierzchni - Martinę Trevisan. 30-letnia Włoszka swój szczyt w karierze miała dwa lata temu, po wygraniu turnieju w Rabacie wskoczyła do grona dwudziestu najlepszych tenisistek świata, po chwili w Paryżu zameldowała się w półfinale. Tam zatrzymała ją Coco Gauff, która później uległa w walce o tytuł Idze Świątek. Wszystko - oczywiście na mączce. Zacięty pierwszy set, Włoszka postawiła ostatnią kropkę. A później była już wyraźnie lepsza Jeśli czegoś Japonka może żałować po tym spotkaniu, to właśnie przegrania pierwszego seta. Dobrze zareagowała na szybkie przełamanie Włoszki, odpowiedziała jej tym samym. W kolejnych gemach miała aż pięć szans, by wyjść na dwupunktowe prowadzenie i ustawić się w komfortowej sytuacji. Nie wykorzystała ich, sama zaś pozwoliła na breaka na 4:5. I już za chwilę przegrała całego seta, to musiało boleć. I odbiła się na postawie byłej liderki rankingu, bo w drugiej partii nie miała już zbyt wiele do powiedzenia. Szczególnie w roli zawodniczki returnującej, ugrała tylko pięć punktów przy podaniu Włoszki. Sama zaś została dwukrotnie przełamana i jej powrót do Francji szybko mógł zostać uznany za nieudany. Podobnie jak dwa lata temu we French Open - znów odpadła po pierwszym starciu. Trevisan zaś awansowała do drugiej rundy - w czwartek spotka się w niej z Ukrainką Anheliną Kalininą. W ćwierćfinale zaś zameldowała się chwilę wcześniej Magda Linette.