Gina Feistel jest absolutnym odkryciem ostatnich kilkunastu tygodni w polskim tenisie. Jeszcze w połowie kwietnia zajmowała miejsce w siódmej setce rankingu WTA, o występach w większych imprezach ITF, nie mówiąc już o challengerze WTA 125, mogła w sadzie tylko pomarzyć. Przełom nastąpił wtedy w Wiesbaden, gdzie pojechała bez jakiejkolwiek gwarancji, że uda jej się zagrać choćby w kwalifikacjach. A tymczasem z gry zrezygnowało kilka zawodniczek, 21-letnia córka byłej mistrzyni Polski Magdaleny Mróz-Feistel wskoczyła do gry w ostatniej chwili. I tak zaczęła spełniać marzenia. Do dziś wygrała już pięć spotkań z zawodniczkami z trzeciej setki rankingu WTA, dwa zaś z tymi z drugiej. Dwa tygodnie temu wygrała zawody ITF W35 w Klosters, przed tygodniem doszła do finału w większym turnieju ITF W75 w Hadze. Mało tego, stawiła w finale wielki opór Arantxy Rus, 56. rakiety świata. A dzień wcześniej spędziła na korcie równe pięć godzin, by wygrać dwa spotkania z tenisistkami też wyżej notowanymi. Jedną z nich była właśnie Raluca Șerban. Gigantyczny awans Giny Feistel w rankingu WTA. A teraz szansa na kolejny, w historycznym dla niej turnieju 27-letnia obywatelka Cypru, przed laty reprezentująca Rumunię, już po raz trzeci w ostatnim czasie stanęła na drodze Giny Feistel. W ich bojach był remis 1:1, najważniejsze spotkanie odbywało się jednak teraz, w Warszawie. Dla Feistel był to debiut w głównej drabince turnieju organizowanego przez WTA, a nie ITF. Taką szansę miała tylko rok temu w Kozerkach, grała wówczas z dziką kartą. Wygrała w eliminacjach z Urszulą Radwańską, ale później uległa najwyżej tam rozstawionej Niemce Akugue. Teraz Feistel przystępowała do zmagań z zupełnie innej pozycji, także mentalnej. Ostatnie sukcesy, w tym 11 kolejnych wygranych spotkań, ale i awans na 321. miejsce w rankingu WTA - zrobiły jednak swoje. Może i nie była faworytką w meczu z bardziej doświadczoną Cypryjką, ale też nikt nie skazywał jej na pożarcie. Dla Polki ten mecz układał się znakomicie, po dwóch przełamaniach odskoczyła szybko na 5:1, a partię wygrała 6:2. I wtedy zaczęło się coś, co w tenisie dzieje się rzadko. A nawet bardzo rzadko. Gina Feistel z awansem w turnieju WTA w Warszawie. Choć kuriozalnego seta akurat przegrała Druga partia była bowiem iście kuriozalna. Mocną stroną Feistel nie jest serwis, nie jest też bekhend. Potrafi za to odważnie grać returnem, nie boi się przechodzić do ofensywy. Podobnie zresztą jak jej rywalka. Raz za razem przełamywały się w kolejnych gemach, aż jedenastu. I wtedy, przy prowadzeniu Șerban 6:5, zawodniczka z Cypru zdołała jednak wygrać swojego gema do zera. Został więc decydujący set, bardziej już "normalny". Na jedno przełamanie Cypryjki tym samym zaraz odpowiedziała Feistel - szły łeb w łeb. Wciąż obie popełniały masę błędów serwisowych (osiem podwójnych Polki, aż 14 jej rywalki, żadnego asa w całym meczu), ale to jednak 21-letnia tenisistka Grunwaldu Poznań zadała ten decydujący cios. Przy stanie 5:4 wywalczyła piłkę meczową, później drugą. I tę drugą wykorzystała, po 193 minutach zaliczyła historyczny awans. W grze o ćwierćfinał zmierzy się z Gruzinką Mariam Bolkwadze, którą w zeszłym tygodniu w Porto gładko ograła Maja Chwalińska. Jeśli zaś Feistel wygra, prawdopodobnie wskoczy do TOP 300 rankingu WTA live.