Kubot - w parze ze Szwedem Robertem Lindstedtem - pokonał Bryanów w listopadzie w fazie grupowej kończącego sezon turnieju w Londynie - ATP World Tour Finals. Francuz Jeremy Chardy, z którym w Paryżu występuje lubinianin, również ma na koncie zwycięstwo nad najbardziej utytułowanym deblem świata. - "Jim" wraz z Kevinem Andersonem z RPA pokonał ich w Rzymie. Wiadomo jednak, to Wielki Szlem - Amerykanie będą próbować wszystkiego, żeby wygrać. Jedno, czego się nauczyłem podczas gry z Bryanami, to to, że tych szans w meczu z nimi dużo się nie dostanie. Jedną, dwie maksymalnie w secie i albo się je wykorzysta albo nie. Musimy się liczyć z tym, że możemy nawet "nie powąchać" piłki na korcie - podkreślił 33-letni zawodnik. Jak dodał, w piątkowej konfrontacji z Niemcami Florianem Mayerem i Frankiem Moserem wygranej 7:6 (7-3), 6:3 zaliczył słaby początek, podobnie jak w meczu otwarcia. - Znów bardzo słabo wszedłem w spotkanie. Dwa razy przegrałem swój serwis. Znowu Jeremy pociągnął tie-breaka w pierwszym secie, co dodało mi pewności. W drugiej partii było już bardzo dobrze, utrzymałem serwis. Miejmy nadzieję, że w kolejnym spotkaniu będę bardziej rozluźniony. Nie będę czuł presji, bo dziś nie da się ukryć, że byliśmy dziś na papierze faworytami i nie mogłem sobie z tym poradzić. Teraz czeka nas inny mecz - stwierdził. Występem w Rolandzie Garrosie Kubot wraca do rywalizacji po dwumiesięcznej przerwie spowodowanej urazem i operacją stopy. Przyznał, że przed turniejem nie liczył na wiele. Jak dodał, ma świadomość, że decyzja o powrocie do gry właśnie startem w imprezie tej rangi była rzuceniem się na głęboką wodę. - Ale jestem na tyle doświadczony, że wiedziałem, z czym się mogę liczyć. Cieszę się z każdego rozegranego punktu. To turniej wielkoszlemowy - najważniejsze, żeby wygrywać mecze, a nie grać ładnie. Nie spodziewałem się tego wyniku, że będziemy w trzeciej rundzie. Cały czas myślałem o nodze, by była gotowa. Cieszyłem się, że wracam na Roland Garros. Mam fantastyczne wspomnienia stąd, nie tylko z debla, ale i singla - uzasadnił. Lubinianin komplementował mocno Chardy'ego. Jego zdaniem Francuz jest w najwyższej formie. - "Jim" dziś pokazał po raz kolejny, że jest "w gazie". Jeszcze tak dobrze go grającego nie widziałem, a znam go od paru lat. Fantastycznie serwuje, pomaga sobie forhendem - wyliczał. Reprezentant "Trójkolorowych" zgłosił się też do singla i miksta, ale ze względu na dużą liczbę spotkań ostatecznie wycofał się z tej ostatnie konkurencji. W sobotę Kubot będzie trzymał za niego kciuki w spotkaniu trzeciej rundy gry pojedynczej, w której Chardy'emu przyjdzie się zmierzyć z rozstawionym z "17" Belgiem Davidem Goffinem. - Jestem duchem z Jeremym, bo jutro dla niego bardzo ważny mecz - jest Francuzem, to jest ich turniej. Przed nim bardzo duża szansa. Uważam, że w meczu z Goffinem jest 50/50. Tym bardziej, że w czwartek Chardy pokonał jednego z najtrudniejszych rywali. Pokazał, że - jak już mówiłem wcześniej - jest "w gazie". Jutro będzie mógł się pokazać, aczkolwiek Belg jest rewelacją ostatniego roku - zastrzegł. 33-letni tenisista kilkakrotnie podkreślał, że w najbliższych miesiącach może wyjaśnić się jego przyszłość jako singlisty. Pojawiły się jednak plotki, że może też zakończyć karierę. - Z nikim na ten temat nie rozmawiałem. Koncentruje się na tym, żeby noga była gotowa w stu procentach. Jestem po operacji - nie wiem, co mnie czeka. Zobaczymy co będzie z singlem. Myślę, że po Wimbledonie będę mądrzejszy. Decyzja odnośnie +dzikich kart+ w Londynie ma być w połowie przyszłego miesiąca. Czekam na informacje. Na razie będę wszystko podporządkowywał pod debla - podkreślił. Kubot zabrał także głos w sprawie kortów i piłek podczas tegorocznej edycji Rolanda Garrosa. Niektórzy - jak np. Jerzy Janowicz - narzekali na nawierzchnię. Klaudia Jans-Ignacik z kolei wspominała o specyficznych piłkach. - Piłki robią się włochate po paru gemach. Po drugim, trzecim gemie tracą na wartości. Rzeczywiście są też coraz cięższe. Agresywna gra, na jedno, dwa uderzenia jest bardzo trudna. Dlatego w męskim singlu są bardzo długie mecze. Co do kortów, to uważam, że są najlepsze, jakie mogą być. Może podczas meczu Jurka było więcej wody. Przednie obiekty - jedynka, dwójka, trójka - mają większe wybiegi, może są lepiej przygotowane niż inne - zastanawiał się Kubot. Jego podziw w czwartek wzbudziły Włoszka Francesca Schiavone i Rosjanka Swietłana Kuzniecowa, które zmierzyły się w drugiej rundzie singla. - To był tenis na wyniszczenie. Jedna i druga powinny awansować do kolejnej rundy. To był fantastyczny mecz, prawie cztery godziny na korcie, dwie wielkie mistrzynie. Super się na to patrzyło - ocenił. Z Paryża Agnieszka Niedziałek