- Ten mecz zostanie mi na pewno na długo w pamięci. Byłem bardzo blisko zagrania na Korcie Centralnym i to przeciwko Andy'emu Murrayowi, ale nie udało się. Ta porażka bardzo boli, bo byłem bardzo blisko zwycięstwa, choć jednocześnie daleko. Gratuluję przeciwnikowi wytrwałości - powiedział 29-latek z Lubina. Przyznał, że sam sobie jest winien. - Mogę mieć pretensje tylko do siebie. Muszę się z tej porażki jak najwięcej nauczyć i iść dalej, choć ciężko będzie zapomnieć, bo to przecież Wimbldeon, najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej na świecie. W drugim secie Polak przełamał serwis Lopeza na 5:4, ale zaraz po tym przegrał swój. Rozstrzygnął go na swoją korzyść dopiero w tie-breaku 7-5. W trzecim secie nie było "breaków". W tie-breaku Hiszpan obronił dwa meczbole, zanim wygrał go 9-7. Kluczowe dla losów czwartej i piątej partii były pojedyncze przełamania podania Kubota w dwunastych i tym samym ostatnich gemach. Hiszpan wykorzystał dopiero trzeciego meczbola, po czterech godzinach i 18 minutach wyrównanej walki. - Od początku turnieju grałem nie będąc w pełni sił; miałem problemy z barkiem. Jednak to nie jest powód mojej porażki, zresztą wielu zawodników gra tutaj z mniejszymi lub większymi kontuzjami, to normalne. Przegrałem, bo nie wykorzystałem swoich szans. Na pewno z upływem czasu trochę brakowało mi sił, co było widać, ale to był mój siódmy ciężki mecz w Londynie - podkreślił. Przyznał, że w końcówce nie mógł sobie pomóc serwisem w trudnych momentach, jak choćby przy prowadzeniu 4:3 w czwartym secie. - Wtedy nie trafiłem ani jednego pierwszego serwisu. Niestety, niewykorzystane szanse lubią się mścić, więc przegrałem najważniejszy mecz w życiu - stwierdził Kubot. Okresami doprowadzał do pasji rywala celnymi serwisami. Hiszpan kilka razy w trakcie pojedynku mówił do trenera, że Polak serwuje jak Sampras. - Co z tego, że przez większość meczu świetnie serwowałem, że konsekwentnie chodziłem do siatki i kończyłem wymiany wolejem. Czasem lepiej grać brzydko i wygrać, jak wcześniej z Karlovicem czy Clementem, niż grać ładnie i przegrać, jak dzisiaj. Jestem świeżo po bitwie, w której zostawiłem całe serce i wszystko, co tylko mogłem. Brakło jednak tego czegoś. Czego? Trudno teraz gdybać. W tenisie nie ma słowa gdyby. Przy pierwszym meczbolu zaserwowałem na zewnątrz i poszedłem do siatki, ale mnie minął. Przy drugim wolej zagrałem trochę za krótko. Mogłem spróbować czegoś innego, ale łatwo być mądrym po wszystkim - mówił Kubot. Do 125. edycji londyńskiej imprezy przebił się przez trzy rundy eliminacji. - Teraz mam trochę czasu na odpoczynek po tym wszystkim. Następny turniej, jaki powinienem zagrać, to Stuttgart za dwa tygodnie. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy i co będzie z moim barkiem. Mam nadzieję, że będę w pełni sił, żeby tam wystąpić - wspomniał 93. obecnie tenisista w rankingu ATP World Tour. Z Londynu Tomasz Dobiecki