Od pierwszych minut Kubot miał problemy z wygrywaniem swojego serwisu. Kluczowe okazało się przegranie podania na 3:2 (Łukasz popełnił podwójny błąd serwisowy), bowiem Niemiec utrzymał przewagę jednego "breaka". "Mogę powiedzieć, że to był mój dobry mecz. Niestety rywal dzisiaj grał swój najlepszy tenis i nie dawał mi zbyt wielu szans na grę przy swoim serwisie. Ja miałem może małe zawahania na początku, ale od drugiego seta zacząłem przyjmować coraz częściej inicjatywę. Poprawiłem też skuteczność swojego serwisu, szczególnie pierwszego i do tego wykorzystałem dwie z trzech szans na jego przełamanie" - powiedział Kubot, który w dwóch kolejnych partiach zaczął wywierać większą presję na przeciwniku przy returnie. W drugim secie, prowadząc 4:3 odskoczył na 40:0 i przy pierwszej - i jedynej w tym secie - okazji doprowadził do przełamania. Natomiast w trzecim miał już dwa "break pointy", a wykorzystał jednego w piątym gemie. To wystarczyło mu do rozstrzygnięcia go na swoją korzyść i objęcia prowadzenia w meczu 2:1. "W czwartym secie byłem dobrze zmotywowany i liczyłem, że jeśli nawet nie będę miał okazji do przełamania, to może wygram go choćby w tie-breaku. Być może tak by się stało, gdyby nie pechowy gem przy 2:3. Serwowałem i miałem 40:0, ale on zagrał trzy bardzo dobre piłki. Później zaserwowałem piłkę chyba z pół metra w korcie, ale sędzia wywołał aut. To mnie trochę wytrąciło z rytmu i kosztowało breaka. Później robiłem co mogłem i starałem się odrobić stratę, ale on złapał wiatr w żagle i zaczął znów fantastycznie serwować. Właściwie tak było już do końca, wszystko mu się układało i częściej miał inicjatywę" - powiedział Kubot. W decydującej partii Polak się pogubił i już na otwarcie stracił swój serwis, a ponownie pozwolił się przełamać w piątym gemie. Chwilę później Niemiec utrzymał swoje podanie i odskoczył na 5:1. W siódmym gemie tenisista z Głogowa obronił jedną piłkę meczową, a w ósmym następną, ale przy trzecim meczbolu Petzschner rozstrzygnął losy spotkania po dwóch godzinach i 43 minutach. Kubot doskonale spisywał się w styczniu, gdy doszedł do czwartej rundy w wielkoszlemowym Australian Open i podczas cyklu turniejów w Ameryce Płd. w lutym. W kwietniu osiągnął najwyższą w karierze 41. pozycje w rankingu ATP World Tour. Później jednak wiodło mu się gorzej na kortach ziemnych i na trawie. Po Wimbledonie wystąpi jeszcze na mączce w Stuttgarcie i Hamburgu, po czym uda się do USA, gdzie rywalizacja będzie się toczyć na twardej nawierzchni. "Wysoki ranking pozwolił mi zbierać nowe doświadczenie i wiele się nauczyłem. Na pewno miałem większe oczekiwania przed Wimbledonem, ale nie udało się. Po dzisiejszej porażce będę miał trochę więcej czasu na odpoczynek, zregenerowanie sił i przygotowania do drugiej połowy sezonu. Zresztą w niej zawsze miałem lepsze wyniki. Twarde korty najbardziej sprzyja mojemu tenisowi, więc liczę, ze podobnie będzie i tym razem" - powiedział Kubot, który w deblu odpadł w Londynie z Austriakiem Oliverem Marachem w pierwszej rundzie. W środę para rozstawiona z numerem piątym przegrała z Argentyńczykami Leonardo Mayerem i Horacio Zeballosem 3:6, 7:6 (8-6), 3:6, 6:2, 6:8. "Przegraliśmy pechowo, po dobrej grze, ale takie wpadki się zdarzają. W drugiej części sezonu nadal będę łączył starty w singlu z deblem, bo razem z Olim chcemy się znów zakwalifikować do mastersa w Londynie. W singlu moim celem jest powrót i utrzymanie się w czołowej 50-tce, co jest w moim zasięgu. Dzięki wysokiej pozycji gram teraz w większych turniejach, więc jeśli mi się trafią dwa, trzy bardzo dobre występy, to powinno mi się to udać" - dodał. W listopadzie polsko-austriacki debel zadebiutował w kończącym sezon ATP World Tour Finals w Londynie, w gronie ośmiu najlepszych par. Wygrał dwa mecze w grupie, ale awansu do półfinału pozbawiła go porażka w ostatnim spotkaniu z amerykańskimi braćmi Bobem i Mikem Bryanami.