Łukasz Kubot jest jak wino. Im starszy, tym lepszy. Pokazuje, że sportowe życie może zaczynać się po trzydziestce. Polak znakomicie gra na nosie tym, którzy przedwcześnie go skreślili. Niedawno zrezygnował z występów w singlu, aby skupić się na grze podwójnej. To był strzał w dziesiątkę. Ostrożne zapowiedzi Jeszcze lepszą decyzją było rozpoczęcie współpracy z Melo. - Cały czas się docieramy. Na razie razem z Marcelem wygrałem pierwszy w karierze turniej Masters 1000, w Miami. Przed nami kolejne cele. Przede wszystkim chcemy zagrać w finałach ATP, czyli prestiżowej imprezie kończącej sezon. Kto wie, może uda się również powalczyć o wielkoszlemowy tytuł. Tworzenie pary z Melo oznacza zarówno wielkie wyróżnienie, jak i związane jest z wielką presją. On przecież od lat należy do światowej czołówki, więc od naszej pary dużo się oczekuje. Fajnie, że tak dobrze nam idzie. Jesteśmy w formie i zamierzamy iść za ciosem. Ciekawe jak pójdzie nam na trawie, bo to wielka niewiadoma - mówił w maju Kubot, który wtedy nie spodziewał się, że będzie aż tak dobrze. Sezon na trawie miał najlepszy w karierze. Wraz z Brazylijczykiem nie przegrali meczu na tej nawierzchni, a ukoronowaniem występów była wygrana w świątyni tenisa - na Wimbledonie, o której marzy przecież każdy tenisista. Nie tylko bardzo szybko zakwalifikowali się do finałów ATP, ale także zostali najlepszym deblem w sezonie. W tym roku wygrali sześć turniejów, trzy razy byli w finale. Żadna para nie może pochwalić się takim osiągnięciem. Są w formie. Ostatnie ze zwycięstw zanotowali tydzień temu w Paryżu. Duet jest bliski zachowania pierwszego miejsca w światowym rankingu debli na koniec roku. By tak się stało, musi wygrać w Londynie dwa spotkania. W tym momencie Melo i Kubot zajmują dwie najwyższe lokaty. Mają po tyle samo punktów, ale pierwszy jest Brazylijczyk, bo rozegrał o jeden turniej mniej. Finały ATP to turniej wyjątkowy. Polak zagra w nich po raz czwarty. Dwukrotnie występował w parze z Olivierem Marachem, ale panowie nie wyszli nawet z grupy. Trzy lata temu, wraz ze Szwedem Robertem Lindstedtem, osiągnęli półfinał, w którym przegrali z Ivanem Dodigiem i... Melo. Brazylijczyk z kolei pojawi się w nim piąty raz z rzędu. Ani razu nie wygrał. Królewskie traktowanie Londyńska impreza ma iście królewską otoczkę. Sam udział jest dla każdego wielkim przeżyciem, o czym wspomina były najlepszy polski deblista Mariusz Fyrstenberg. - Tenisiści są w Londynie traktowani w niezwykły sposób. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Każdego singla i debla ogląda tu po 17 tysięcy widzów, do czego my debliści nie jesteśmy przyzwyczajeni. Często przecież graliśmy na mniejszych kortach, a nasze poczynania śledziła garstka widzów. W Anglii czuliśmy się wyróżnieni. Zawodnicy mieszkają w najlepszym hotelu, mają poduszki z wydrukowanym imieniem i nazwiskiem, a na korty przypływają łódką. Po prostu bajka - mówi "Fryta". Deblista niedawno skończył karierę, ale występów w finałach ATP nie zapomni do końca życia. - Przeżycie jest niesamowite i zaczyna się kilka dni przed pierwszym meczem. Ceremonia losowania grup robi ogromne wrażenie. Wszyscy jesteśmy ubrani na galowo. Pozujemy do zdjęć razem z najlepszymi singlistami świata - dodaje Fyrstenberg, dla którego najlepszym występem w tym turnieju był przegrany sześć lat temu finał (występował z Marcinem Matkowskim). Innym Polakiem, który walczył w imprezie kończącej sezon o zwycięstwo był Wojciech Fibak w 1976 roku. Również bez powodzenia. Teraz nastał czas Łukasza Kubota. Standardowo turniej jest rozgrywany według tych samych zasad. Osiem par podzielono na dwie grupy po cztery zespoły. Do półfinałów wychodzą po dwa najlepsze deble. Kubot i Melo nie mieli łatwego losowania. Trafili do grupy z najbardziej utytułowanym duetem na świecie, braćmi Bryanami, Brytyjczykiem Jamiem Murrayem i Brazylijczykiem Brunonem Soaresem oraz Chorwatem Ivanem Dodigem i Hiszpanem Marcelem Granollersem. Rywalizacja w finałach ATP zaczęła się w niedzielę (12 listopada), ale Polak i Brazylijczyk po raz pierwszy wyjdą na kort w poniedziałek (13 listopada). Na początek zagrają z Dodigiem z Granollersem. Start meczu o godz. 19 czasu polskiego w londyńskiej sesji wieczornej. Piotr Kaszubski