Polska gra w Biel ze Szwajcarią w grupie światowej Billie Jean King Cup - to faza eliminacji do tegorocznego finału w Sewilli. Wywalczy go osiem zespołów, cztery są już pewne gry (Hiszpania, Kanada, Czechy i Włochy). Przegrani z tych ośmiu spotkań "spadną" do fazy play-off, która jesienią zagra o miejsce w elicie w 2025 roku. Do nich dołączą zespoły z trzech grup tzw. pierwszej ligi: strefy euro-afrykańskiej, azjatycko-oceanicznej oraz amerykańskiej. Przed turniejem tej pierwszej w portugalskim Oeiras wydawało się, że musi w tym gronie znaleźć się Grecja. Sama obecność Marii Sakkari już tę pewność praktycznie dawała. Grecja popsuła wszystko, i to dwa razy. Najpierw w fazie grupowej Najlepsza grecka tenisistka miała za sobą niezwykle udane tygodnie - w Indian Wells zagrała w finale przeciwko Idze Świątek, w Miami dotarła do ćwierćfinału (porażka z Jeleną Rybakiną), na zielonej mączce w Charlestone uległa Danielle Collins w półfinale. Na tej czerwonej, tradycyjnej, też grać potrafi - w 2021 roku była w półfinale Rolanda Garrosa, jako ostatnia pokonała w Paryżu Świątek. Tyle że Grecja zawaliła tę rywalizację - i to dwukrotnie. Najpierw w fazie grupowej, w której mierzyła się ze Szwecją, Serbią i Norwegią. Awans do jesiennych zmagań w fazie play-off miał wywalczyć triumfator grupy, tymczasem Sakkari nie wystąpiła w singlu akurat w meczu z Serbią, jedynym przegranym. Najpierw Despina Papamichail uległa Aleksandrze Krunić, później Valentini Grammatikopoulou przegrała z Mią Ristić. Gra Sakkari w deblu nie miała już większego znaczenia, choć Greczynki ją wygrały. Serbia nie zmarnowała okazji, wygrała pozostałe dwa spotkania, wywalczyła awans. Grecja lepsza od Łotwy, Ostapenko wyszła tylko do debla. Sakkari krok od awansu Grecja zajęła więc drugie miejsce, zostały jej zmagania ostatniej szansy, dla trzech zespołów z drugich miejsc w grupach. Sęk w tym, że trafiły tu akurat drużyny, mające w swoich szeregach gwiazdy: także Łotwa z Jeleną Ostapenko oraz Dania z Caroline Wozniacki. W czwartek Greczynki, przy dużym udziale Sakkari, pokonały Łotwę 3:0, praktycznie pozbawiając rywalki złudzeń. Dziś pozostało im postawić kropkę nad i - wystarczyło pokonać Danię, w której na dodatek zabrakło Wozniacki. A że grecki kapitan Ioannis Stergiou traktował sprawę poważnie, niech świadczy to, że desygnował swoją liderkę tak do drugiego singla, jak i do debla. Prawdopodobny scenariusz wyglądał tak: najpierw 19-letnia Johanne Cristine Svendsen, 516. na liście WTA, przegrywa z notowaną ponad 300 miejsc wyżej Grammatikopoulou, a później Sakkari ogrywa Clarę Tauson - i jest koniec. Tymczasem Svendsen, zawodniczka o minimalnym doświadczeniu, która w tym roku nie przeszła ani razu pierwszej rundy w małych turniejach ITF (sic!), stoczyła pasjonujący bój ze starszą rywalką. Choć przegrywała już 2:5, to jednak wygrała cztery kolejne gemy, a później w tie-breaku 7:4. W drugim secie nie udało jej się wrócić z niemal podobnej sytuacji, choć miała trzy break pointy na 5:5, ale w trzecim znów okazała się lepsza (6:3). Wyprowadziła więc Danię na prowadzenie. Clara Tauson: świetnie zapowiadająca się nastolatka, którą nękały kontuzje. To ona pozbawiła złudzeń Sakkari Teraz wszystko było w rękach Sakkari - musiała pokonać Tauson, a później jeszcze wygrać mecz w deblu. I choć 21-letnia Tauson to zawodniczka wciąż niezwykle obiecująca, niewielu jednak na nią pewnie stawiało. Nie przy formie, jaką ostatnio prezentowała słynna Greczynka, niegdyś trzecia rakieta świata. Tyle że Dunka nie była stremowana tym, że po drugiej stronie siatki stała Sakkari, która z 16 poprzednich spotkań wygrała aż 13, m.in. z Coco Gauff, Caroline Garcią czy Wieroniką Kudiermietową. Spokojnie, poza drugim, kontrolowała swoje gemy, a później przełamała rywalkę na 4:3. Wygrała tę partię 6:4, dla Grecji to był już ostatni dzwonek. 87. zawodniczka listy WTA, ale przecież jako 19-latka była już tam 33., straciła wiele miesięcy przez liczne kontuzje. Wciąż dysponuje jednak dużą siłą i ma ogromny potencjał, potwierdziła to w meczu z wielką faworytką. W drugiej partii szybko zdobyła breaka, a później kolejnego, już na 5:2. Gdyby teraz Sakkari odwróciła losy tego meczu, zrobiłaby coś wielkiego. I była blisko, doprowadziła do stanu 4:5, miała szansę na przełamanie na remis. Tauson jednak dopięła swego, to ona wygrała trzy ostatnie akcje i cały mecz: 6:4, 6:4. To sprawiło, że Dania zapewniła już sobie zwycięstwo w całym meczu, wynik debla między Rebeccą Munk Mortensen i Laurą Brunkel, a z drugiej strony duetem Papamichail/Sakkari - nie miał większego znaczenia. Greczynki wygrały 6:1, 6:1, ale całe spotkanie to jednak 2:1 dla Danii. W sobotę wystarczy im zwycięstwo z Łotwą, w której zapewne zabraknie już Ostapenko. Grecję więc może uratować tylko cud, choć pewnie się nie wydarzy. A to oznacza, że Sakkari z koleżankami za rok znów będą walczyć o to, by... zachować szansę na grę w finałach Billie Jean King Cup w 2026 roku.