O Raducanu zrobiło się głośno w ubiegłym roku, gdy dokonała niezwykłej sztuki, wygrywając US Open jako kwalifikantka, co wcześniej nikomu w historii się nie udało. Do rywalizacji przystępowała wtedy jako dopiero 150. zawodniczka rankingu WTA. Niestety, dotąd nie była w stanie w żaden sposób nawiązać do tamtego sukcesu. Dość powiedzieć, że od tamtej pory tylko w dwóch turniejach zdołała przebić się przez dwie pierwsze rundy. Sztuki tej dokonywała w Kłuż-Napoce i Stuttgarcie właśnie, gdzie za burtę wyrzuciła ją Iga Świątek. Niedawna rywalka Igi Świątek znów zaskakuje Słaba postawa Brytyjki sprawia, że znajduje się ona pod pręgierzem mediów. Zarzucają jej one, że skupia się bardziej na działaniach reklamowych, niż swojej tenisowej karierze. Czarę goryczy przelało ogłoszenie współpracy z marką Porsche. Na krytykę odpowiedziała wtedy bardzo zdecydowanie. - Być może widzicie mnie tylko, gdy podpisuję jakiś kontrakt.To mylące, bo każdego dnia poświęcam na trening co najmniej pięć godzin - mówiła. To, że wyniki sportowe wciąż są dla niej ważne, mająca rumuńsko-chińskie korzenie zawodniczka udowodniła swoim ruchem po porażce z Igą Świątek w Stuttgarcie. Zdecydowała się bowiem na rozstanie z trenerem, Torbenem Beltzem, człowiekiem bardzo szanowanym w świecie tenisa. Był to jej trzeci szkoleniowiec w ciągu dwunastu miesięcy. Kto będzie kolejnym? Niewykluczone, że... nikt. Raducanu oświadczyła bowiem w rozmowie z mediami, że jest w stanie poradzić sobie sama i nie potrzebuje nikogo, kto oficjalnie pełniłby rolę jej "trenera". - Czuję, że tego nie potrzebuję. Dorastam, ale od zawsze byłam bardzo odpowiedzialna. Kiedy byłam młodsza, nie zawsze miałam trenera i nauczyłam się pracować sama - stwierdziła. W piątek Brytyjka rozpoczyna rywalizację w turnieju WTA w Madrycie. Jej pierwszą przeciwniczką będzie 49. rakieta świata, Czeszka Tereza Martincova.