Rok temu nikt podczas zmagań w Rzymie nie miał wątpliwości, że tenisistką numer jeden na świecie jest Iga Świątek. Polka triumfowała w Madrycie, powtórzyła to osiągnięcie na Foro Italico, a później dołożyła do kolekcji kolejny tytuł - w Roland Garros. Hat-trick, który na mączce mogą osiągać wyłącznie jednostki wybitne. Teraz nikt nie ma wątpliwości, że najlepszą obecnie zawodniczką na świecie jest Aryna Sabalenka. Pokazuje to ranking WTA - i przewaga blisko 4,5 tys. punktów nad drugą jeszcze Igą Świątek, choć w najbliższy poniedziałek tą dwójką będzie Coco Gauff. A to tego wygrane mistrzostwo Mutua Madrid Open, marzenia o tym samym w Internazionali d’Italia, a później jeszcze w Roland Garros. Białorusinka nie ukrywała tych marzeń, dziś zostały one niespodziewanie spacyfikowane przez Qinwen Zheng. Niespodziewanie, bo przecież Aryna miała w starciach z tą rywalką idealny bilans: sześć zwycięstw w sześciu meczach. Pamiętajmy jednak, Iga też miała z Zheng bilans 6:0, gdy przystępowały do zeszłorocznego półfinału igrzysk olimpijskich. I wtedy Chinka po raz pierwszy okazała się jednak lepsza. WTA Rzym. Aryna Sabalenka kontra Qinwen Zheng na Campo Centrale. Liderka rankingu zaskoczona w pierwszym secie Sabalenka zaczęła ten mecz dobrze, wydawało się, że ma inicjatywę. Już w czwartym gemie Chinka znalazła się w opałach, musiała bronić dwóch break pointów. A jak to jest ważne w starciach z Sabalenką, przekonała się choćby w poniedziałek Marta Kostiuk. Ciężko odrobić taką stratę. Zheng miała wtedy problemy z pierwszym serwisem, a od dawna wiadomo, że to jej największa broń. Nie puszcza asa za asem, jak Hubert Hurkacz, ale potrafi ustawić sobie wtedy akcje. A tu Białorusinka przechodziła szybko do ataku, wykorzystywała sytuację. Tyle że nie zdołała ostatecznie przełamać rywalki. I to okazało się jej największym problemem. Wkrótce bowiem problemy Zheng zniknęły, Aryna nie była już w stanie jej zagrozić na returnie. Sabalenka zaś grała gorzej niż we wcześniejszych spotkaniach, co jednak też mogło wynikać z dobrej dyspozycji rywalki. Qinwen stała nawet metr czy dwa za końcową linią, a i tak posyłała na drugą stronę siatki straszliwe topspinowe pociski. I korzystała z błędów Aryny. Przełamała ją do zera w piątym gemie i już dotrwała do końca seta z tą niewielką zaliczką. Nie było jednak takiego momentu zaczepienia, w którym Sabalenka byłaby w stanie przejąć inicjatywę. Obroniła pierwszego setbola efektownym dropszotem, ale drugiego już nie dała rady. Akcja Zheng zakończyła się odbiciem liderki WTA w siatkę i wynikiem 4:6. Sabalenka poszła po tym secie do szatni, poprosiła o przerwę toaletową, co jej akurat zdarza się rzadko. Wielokrotnie jednak w takich sytuacjach odwracała szybko losy spotkań, w Madrycie tak było w starciu z Elise Mertens, w Rzymie - z Sofią Kenin. Też przegrywała seta, ale cieszyła się z awansu. Dość nieoczekiwanie, została przełamana już w pierwszym gemie, przytrafiło się jej chyba coś, czego się nie spodziewała. Chince wystarczył jeden break point, Sabalenka miała do dyspozycji drugi serwis, nie ryzykowała. I dostała potężny return przez środek, którego nie zdołała już na tyle spowolnić odbiciem, by zmieścić się w korcie. I widać było, jak w Białorusince narasta frustracja. Zheng z kolei sprawiała wrażenie bardzo spokojnej, na jej twarzy nie było żadnych emocji. I za chwilę wygrywała już 2:0. Liderka rankingu WTA znalazła się wkrótce w poważnych opałach, przegrywała 1:3, miała ogromne problemy z własnymi podaniami. Było już 15-40 w kolejnym gemie, groziło jej podwójne przełamanie, co - przy takiej dyspozycji serwisowej Qinwen Zheng - brzmiałoby już jak wyrok. Zupełnie niespodziewanie Chinka zagrała jednak w kolejnych akcjach zbyt pasywnie, pozwoliła rywalce znów nawiązać kontakt. No ale wciąż miała jednak tego breaka przewagi. A mogła mieć dwa: w siódmym gemie miała aż cztery szanse by odskoczyć na 5:2 i serwować. I wtedy właśnie 27-latka z Mińska pokazywała swój najlepszy dzisiaj tenis. Po każdej takiej piłce reagowała żywiołowo, widać było, że wciąż wierzy w półfinał. Mimo trudnej sytuacji. I Aryna wywalczyła tę okazję, w ósmym gemie. A nawet dwie, pod rząd. Pierwszego break pointa Zheng wybroniła efektownym bekhendem wzdłuż linii, drugiego serwisem, bo return Sabalenki okazał się autowy. Więcej już nie było, mistrzyni olimpijska okazała się do bólu dokładna. Jej topspiny odrzucały Sabalenkę od linii. I w końcu liderka rankingu WTA nie wytrzymała. A mecz zakończył się podwójnym błędem serwisowym Sabalenki - jej 27. niewymuszonym w tym spotkaniu. W półfinale Zheng zagra z Coco Gauff. Będzie to ich rewanż za zeszłoroczny ćwierćfinał Roland Garros. I za decydujący mecz WTA Finals w Rijadzie, gdy stawką - poza punktami - było 2,5 miliona dolarów. Oba te starcia wygrała Amerykanka.