Obecność Coco Gauff na poziomie czwartej rundy Australian Open żadną niespodzianką nie jest, wręcz sensacją byłby jej brak tutaj. Kapitalnie zaczęła sezon, w United Cup pokonała m.in. Karolinę Muchovą i Igę Świątek, w Melbourne kontynuowała serię meczów bez przegranego seta. Inaczej wygląda to jednak w przypadku Belindy Bencic. Szwajcarka jest klasową zawodniczką, mistrzynią olimpijską z Tokio, triumfatorką turniejów WTA 1000 w Dubaju czy Toronto. Tyle że Australian Open nigdy nie była w stanie zawojować, nawet wówczas, gdy miała najlepsze swoje sezony w karierze. Zaledwie dwukrotnie wcześniej dochodziła do czwartej rundy, ale tu trafiała na potężne strzelby: Marię Szarapową (2016) i Arynę Sabalenkę (2023). Podobnie mocno potrafi uderzać Gauff. Gauff też zaczęła sezon od ośmiu zwycięstw. Kres nastąpił wtedy w czwartej rundzie AO A druga rzecz, zapewne ważniejsza: Belinda w kwietniu zeszłego roku urodziła córkę, dopiero pod koniec października wróciła do rywalizacji na korcie. Dwa turnieje ITF, mecz w Blillie Jean King Cup, WTA 125 w Aners: to było jej całe przetarcie przed startem sezonu. Pokazała, co nie jest regułą, że młoda matka potrafi od raz wskoczyć na wysokie obroty, bilans 7-2 w sezonie 2025 doskonale to pokazuje. Choć jak sama przyznała też, tenis spadł w jej hierarchii na drugi plan. Australian Open. Coco Gauff kontra Belinda Bencic o ćwierćfinał w Melbourne. Kapitalny pierwszy set Amerykanka perfekcyjnie rozgrywała swoje gemy serwisowe, wygrywała je w tempie ekspresowym. Bencic początkowo też nie miała większych problemów z serwisem, choć był on oczywiście znacznie wolniejszy niż ten rywalki. I to sporo - o średnio jakieś 15 km/godz. Gdy więc Coco trafiła mocno returnem po ciętym podaniu rywali, Szwajcarka była w opałach. Inna sprawa, że Belinda grała mądrze, a nie musiała używać przy tym wielkiej siły. To ona jednak jako pierwsza znalazła się pod niewielką presją, gdy w ósmym gemie, nowymi piłkami, wyserwowała sobie stan 0-30. Za chwilę jednak wygrała cztery akcje, wyrównała na 4:4. Gauff zaś do tej pory nie pozwoliła rywalce ani razu wygrać więcej niż jednej akcji w swoich gemach serwisowych. A tu nagle, przy stanie 4:4, musiała bronić break pointa. Był to najciekawszy gem w tej partii. Aż przypomniał się mecz Bencic z Igą Świątek w czwartej rundzie Wimbledonu 2023, gdy Polka w pierwszym secie miała sześć szans na przełamanie Szwajcarki, a ostatecznie przegrała go w tie-breaku. W drugim zaś musiała bronić dwóch piłek meczowych, skutecznie. Szwajcarka przełamała 20-latkę, miała już seta na wyciągnięcie ręki. Za chwilę było 30-30, gdy dwukrotnie Gauff zdołała wyjść z niezłych opresji, zagrać na poziomie mistrzowskim. Odrobiła stratę, ale to nie był koniec emocji. Znów czterokrotnie Amerykanka musiała bronić break pointów. Trzy razy dała radę, za czwartym przegrała z nerwami. Dwa podwójne błędy z rzędu oznaczały stan 5:6. Gauff była zła, uderzyła się ręką w głowę. I tym razem już nie wyrównała, nie doprowadziła do tie-breaka. Przy stanie 0:40 kapitalnymi zagraniami wygrała dwie kolejne akcje, ale później poległa. 5:7 na tablicy wyników oznaczało, ze jej seria 16 wygranych setów z rzędu w sezonie została przerwana. Sensacyjny pierwszy set meczu Gauff z Bencic, a to nie był koniec. Emocje na Rod Laver Arena jeszcze wzrosły To nie oznaczało jednak, że mecz dla Gauff jest przegrany. W WTA Finals w Rijadzie też przegrywała po pierwszej partii z Qinwen Zheng, a tytuł i tak wpadł w jej ręce. Teraz 20-latka zareagowała najlepiej jak się tylko da. Miała problemy na starcie seta, w swoim gemie, ale opanowała emocje. A za chwilę przełamała Szwajcarkę na 2:0, bo ta grała już po prostu nieco mniej dokładnie. I nadziewała się na kontry trzeciej rakiety świata. Widać było lekkie poirytowanie u Bencic, gdy piłki po jej zagraniach niemal muskały linię, ale ślad zostawał jednak po zewnętrznej ich stronie. Dopiero w siódmym gemie, przy stanie 4:2 dla Gauff, Bencic miała realną szansę odwrócenia sytuacji, wygrała dwie pierwsze akcje. I na tym się passa Szwajcarki skończyła. Po 38 minutach Amerykanka zapisała tę partię na swoją korzyść, wygrała 6:2. Coraz więcej wskazywało, że ten mecz skończy się na niespodziance, bo tą było przegranie przez Gauff seta. Ale nie na sensacji. Bencic z upływem czasu była mniej dokładna, jakby brakowało jej zdrowia. Trudno bowiem porównywać jej przygotowanie fizyczne, skoro do gry wróciła niedawno, do tego młodej faworytki. A po tym swoim powrocie zagrała tylko dwie trzysetówki: najpierw w grudniu przegrała decydujący set w finale WTA 125 w Angers z Alycią Parks 0:6, w Adelajdzie zaś przegrała 4:6 z Ludmiłą Samsonową. I z każdym kolejnym gemem Szwajcarka coraz mniej wierzyła w sukces. I coraz mniej argumentów dawała jej Gauff, że coś tu się może jeszcze stać. Zwłaszcza po przełamaniu, do którego doszło w czwartym gemie. Coco wygrała 6:1, mimo dziewięciu podwójnych błędów (przy ośmiu asach), zameldowała się w ćwierćfinale. I o półfinał powalczy z Paulą Badosą.