Takiego scenariusza chyba nikt się nie spodziewał. I to nawet nie tylko dlatego, że Marketa Vondrousova miała w ostatnim czasie kłopoty ze zdrowiem, czy choćby dlatego, że na najwyższym poziomie wybitnie nie ustabilizowała swojej pozycji. Choć patrząc przez pryzmat miejsca, do zmagań przy Church Road w Londynie przystąpiła z pozycji 6. zawodniczki w rankingu WTA. Szok w Londynie. Po wypowiedziach Vondrousovej jeszcze więcej zyskuje Iga Świątek Kibice zgromadzeni na centralnym korcie, najważniejszym obiekcie kompleksu Wimbledonu, od początku przecierali oczy szeroko ze zdumienia. Powszechnie niedoceniana Hiszpanka Jessica Bouzas Maneiro, choć przecież 83. miejsce WTA nie dostała w prezencie, szybko narzuciła swoje warunki i już w gemie otwarcia przełamała obrończynię tytułu. Pierwszy set był jeszcze względnie zacięty, bo 21-latka wygrała tę partię 6:4, ale w drugiej wyglądała tak, jakby to ona wyszła na kort z pozycji zdecydowanej faworytki. I rozgromiła Vondrousovą 6:2, w wielkim stylu meldując się w drugiej rundzie. W przypadku Czeszki to dopiero drugi taki przypadek w historii, by obrończyni tytułu znalazła się za burta w pierwszej rundzie. Po raz pierwszy, dokładnie 30 lat temu, identyczna wpadka przydarzyła się jednej z najwybitniejszych tenisistek w historii, Niemce Steffi Graf. Na pomeczowej konferencji prasowej Czeszka zachowywała się z klasą, godnie zniosła swoją porażkę, oddając rywalce szacunek i okazując respekt. - To był ciężki mecz, ale uważam, że Jessica rozegrała świetny mecz. A ja nie byłam w najlepszej formie, z drugiej strony czułam się szczęśliwa, że wróciłam na kort centralny. Niemniej było to naprawdę wymagające - nie ukrywała Vondrousova. Marketa Vondrousova: Byłam od rana bardzo zdenerwowana 25-latka kilka dni temu, sięgając pamięcią do wspaniałych wydarzeń sprzed roku, przypomniała że wówczas czuła na starcie turnieju coś na kształt wolności. Po prostu nikt od niej nie wymagał spektakularnego wyniku, cieszyła się obecnością na tych kortach i ogólnie wspomina tamten stan, jako coś wspaniałego. Zresztą podkreślmy, że tamtego życiowego sukcesu dokonała jako pierwsza nierozstawiona tenisistka w historii. Tym razem znalazła się w diametralnie innym położeniu, które było dalece mniej komfortowe. A, mówiąc wprost, okazało się potwornym ciężarem. - Do tego rywalka grała dobry tenis, więc to też było trudne. Poza tym mój serwis nie był dzisiaj zbyt w porządku. Ogólnie rzecz biorąc, myślę, że nie byłam w najlepszej formie, a ona grała naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że wrócę silniejsza - pożegnała się z nadzieją Czeszka. Artur Gac, Wimbledon