Dla Jeleny Ostapenko ten rok zacząłby się idealnie, gdyby w tourze nie było... Wiktorii Azarenki. Jedynie doświadczona Białorusinka była w stanie znaleźć na nią sposób przed połową lutego - i to aż trzykrotnie. Łotyszka i tak jednak nie mogła narzekać, ustawiła sobie bardzo gęsty terminarz turniejów, grała niemal cały czas. Wygrała zmagania w Adelajdzie i Linzu, jedynie z Azarenką przegrywała w Brisbane (ćwierćfinał), Australian Open (trzecia runda) i Dosze (trzecia runda). Niemniej po bardzo długiej przerwie udało jej się wrócić do czołowej dziesiątki rankingu WTA. Później zaś być może ten zbyt ekspansywny terminarz zaczął dawać znać o sobie, a przecież Ostapenko grała też w deblu (już 24 mecze w tej specjalności w tym roku, w tym finał AO). Zaczęły się problemy na początkowych etapach kolejnych turniejów, z gry w Charlestone zrezygnowała w ogóle. Chciała pomóc swojej reprezentacji wrócić do elity w Billie Jean King Cup, ale i tu w decydującym momencie dała plamę - przegrała z Holenderką Suzan Lamens. Łotwa nie awansowała, jedyną korzyścią dla byłej triumfatorki French Open było to, że zapoznała się z kortami ziemnymi. I z tą znajomością przyleciała do Niemiec. 4:0 dla nastolatki z Czech, Ostapenko bezradnie patrzyła w kierunku trenera. Zaskakujący przebieg Linda Noskova nawet i takiego doświadczenia nie miała - po przegranej w trzeciej rundzie w Miami z Igą Świątek zrobiła sobie wolne, miała trzy tygodnie przerwy od grania. Dziś nie było widać, że hala w Stuttgarcie może jej w czymkolwiek przeszkadzać, czuła się na tutejszej mączce znakomicie. W styczniu sensacyjnie wygrała z Polką w Melbourne, wcześniej doszła do półfinału z Brisbane, błysnęła. Kolejne występy na kortach twardych - na Bliskim Wschodzie i w USA - były słabsze, ale dziś Czeszka pokazała znakomitą grę. Świetnie serwowała, wyczuwała kierunki zagrań Łotyszki, demolowała ją od pierwszego gema. Znamienna to była bowiem sytuacja, gdy po czterech gemach pierwszego seta 19-latka wygrywała ze znacznie starszą rywalką aż 4:0. Mało tego, w tych czterech gemach Łotyszka popełniła aż 11 niewymuszonych błędów, niektóre były koszmarne. Często nie trafiała w karo serwisowe pierwszym podaniem, ale myliła się nie o milimetry, ale kilkanaście czy kilkadziesiąt centymetrów. Podobnie było w innych sytuacjach. Już w trzecim gemie bezradnie patrzyła w kierunku swojego trenera, wzdrygała ramionami. Nie miała pomysłu, co w tej sytuacji zrobić. Nic się nie zmieniło, była triumfatorka French Open brutalnie "zweryfikowana" przez rywalkę Noskova zaś nie bała się siłowych zagrań rywalki, odpowiadała tym samym. Dopiero w końcówce pierwszego seta gra się trochę wyrównała. Noskova popełniała też błędy serwisowe, Ostapenko mniej się myliła. Zdołała nawet przełamać Czeszkę na 3:5, ale do przedłużenia partii potrzebowała tego raz jeszcze. Przy założeniu, że najpierw sama wygrałaby swoje podanie. Nie dała rady tego zrobić, została rozbita do zera niemal samymi returnami Noskovej. I to Czeszka miała już sporą zaliczkę - po 6:3. W przypadku Ostapenko aż do ostatniej piłki w meczu z jej udziałem nie można zakładać, że spotkanie jest rozstrzygnięte. Potrafi wyjść z największych opresji, ale pod warunkiem, że gra na swoim najwyższym poziomie. Takim, dzięki któremu ma bilans 4:0 z samą Igą Świątek. We wtorek jednak nie była w stanie wskoczyć na takie obroty, Czeszka na to nie pozwoliła. Noskova grała konsekwentnie, doprowadzała do sytuacji, w których rywalka musiała podjąć ryzyko. I nie trafiała. Tym razem po pięciu gemach było 5:0 dla 19-latki. Bajglem nie udało się wygrać tego seta, Łotyszka w końcu punkt zdobyła. Mało tego, posłała pierwszego i... jedynego w meczu asa. Miała nawet break pointa na 2:5, wtedy jednak Noskova włączyła do gry zabójczy serwis. I za chwilę cieszyła się z awansu - wygrała 6:3, 6:1. Kolejny mecz zagra w czwartek - z lepszą z pary Emma Raducanu - Angelique Kerber. A triumfatorka tego spotkania zagra w piątek o półfinał z Igą Świątek lub Elise Mertens.