Przypomnijmy, że tuż przed startem Rolanda Garrosa Peyton Stearns wygrała turniej WTA w Rabacie po pokonaniu w finale Mayar Sherif z Egiptu 6:1, 6:2. Triumf w finale to jednak tylko część tego, co ta młoda zawodniczka osiągnęła w tej imprezie, bo już wcześniej dokonała niemal cudu, odrabiając straty w niemal niemożliwej do uratowania sytuacji. Wcześniej dokonała niemal cudu, kiedy pokonała wyżej notowaną Lucię Bronzetti. Włoszka była już właściwie pewna zwycięstwa, prowadziła w trzecim secie 5:0, a w decydującym gemie 40:30 i serwowała po mecz, ale na korcie wydarzył się niemal cud i to zawodniczkę z USA zobaczyliśmy w półfinale. To jeden z najbardziej spektakularnych powrotów w historii tenisa i niebywały pokaz wiary w to, że każdą sytuację da się odwrócić. Rosjanka faworytką starcia w II rundzie Dlatego na French Open wielu kibiców było ciekawych, co nieco szalona Amerykanka zaprezentuje w starciu z mocniejszymi rywalkami. W pierwszej rundzie trafiła na kwalifikantkę Luciję Cirić Bagarić z Chorwacji, z którą jednak miała trochę problemów i wygrała dopiero po trzech setach. Dlatego, kiedy w drugiej rundzie trafiła na rozstawioną Darię Kasatkinę, to Rosjanka była wskazywana jako zdecydowana faworytka. Ale już pierwszy set pokazał, że będzie to spore wyzwanie. Stearns wyszła na to spotkanie bez żadnych kompleksów i już przy pierwszej okazji przełamała rywalkę. Niestety chwilę później sama straciła podanie. W końcówce seta sytuacja się powtórzyła i przy stanie 5:3, zamiast "zamknąć" tę partię, Amerykanka naraziła się na spore nerwy. Jednak w końcówce potrafiła opanować emocje i niespodziewanie wygrała pierwszego seta 7:5. Faworytka rozbita, przygoda trwa W drugim secie nieco szalona Amerykanka zaczęła tak, jakby to ona była rozstawiona, a Kasatkina przyjechała do Francji zbierać doświadczenie. Już po 20 minutach prowadziła 4:0 i szykowała się do kolejnej niespodzianki na tym turnieju! Rosjanka nie zamierzała jednak się poddawać i zdołała odrobić stratę jednego przełamania, wygrywając dwa kolejne gemy. Stearns nie mając doświadczenia w tak wielkich turniejach, ani w takich meczach, musiała się pilnować, żeby nie wypuścić z rąk pewnego zdawałoby się, zwycięstwa. Amerykanka sama o sobie mówi, że ma wewnętrznego psa, który czasem daje o sobie znać. I tym razem również najwyraźniej tak było, bo w odpowiednim momencie znów rzuciła się rywalce do gardła. I nie puściła! Wygrała drugą partię 6:2, a całe spotkanie w dwóch setach i gra dalej, kontynuując tę piękną przygodę.