O Sevastovej nigdy nie było tak głośno, jak o Osace, Kerber czy Woźniackiej, ale to też zawodniczka, która przez ponad dwa lata była w czołowej dwudziestce rankingu WTA. W swoich najlepszych chwilach była w stanie awansować do finału turnieju WTA 1000 w Pekinie (przegrała z Woźniacki), ale też półfinału US Open (uległa Serenie Williams). Nie radziła sobie w pojedynkach z siostrami Radwańskimi, ale jesienią 2019 roku ograła za to Igę Świątek. Stało się to właśnie w US Open, raszynianka wskoczyła wtedy do czołowej pięćdziesiątki, Łotyszka była 11. rakietą świata. Jej awans do trzeciej rundy nie był więc niespodzianką, wygrała 3:6, 6:1, 6:3. Niezły sezon Sevastovej, kiepski początek kolejnego roku. I długa przerwa Jeszcze w 2021 roku doświadczona Łotyszka przez cały czas zajmowała miejsce w połowie pierwszej setki rankingu WTA. Miała przy tym całkiem sporo dobrych wyników: w Adelajdzie pokonała Caroline Garcię, w Miami i Eastbourne Coco Gauff, trzykrotnie ograła Martę Kostiuk. Ubiegły rok rozpoczęła na 70. miejscu w rankingu - w Melbourne ograła Garcię, później przegrała z Ann Li, wreszcie w Australian Open w dwóch setach uległa Magdzie Linette - 4:6, 5:7. I zniknęła z tenisowego świata na blisko dwa lata. Jak wtedy powiedziała, na czas nieokreślony. Milczenie tenisistki z Łotwy trwało długo, późną jesienią pokazała kibicom, że jest w zaawansowanej ciąży. Posypały się gratulacje, m.in. od Jeleny Ostapenko. Niemal rok temu, na początku grudnia, urodziła córeczkę - o powrocie na kort nie było jednak jeszcze mowy. Dopiero w maju tego roku zamieściła zdjęcie, że ćwiczy na siłowni, wymownie dodała "wracamy do formy". Jeszcze chwilę musiało to jednak potrwać. Powrót po dwudziestu miesiącach. Sevastova wybrała turniej WTA w Andorze Właściwy powrót do gry 32-letniej Łotyszki ma nastąpić w styczniu w Australii, jest na liście zgłoszeń do turnieju WTA 500 w Brisbane, można się spodziewać, że wystąpi także, dzięki dawnemu rankingowi, w Australian Open. Dziką kartę otrzymała jednak już teraz - do challengera WTA 125 w Andorze, który tradycyjnie odbywa się na przełomie listopada i grudnia. To turniej halowy, na twardych kortach, na których Sevastova zawsze czuła się najlepiej. Łotyszka, z uwagi na 20-miesięczną przerwę - nie jest klasyfikowana na liście WTA, jej starcie z Hiszpanką Irene Burillo Escorihuelą był wielką niewiadomą. Rywalka, mimo że ma już 26 lat, nigdy nie wdarła się do TOP 200 rankingu, największym sukcesem było przejście kwalifikacji i dotarcie do drugiej rundy turnieju w Madrycie w tym roku (przegrała z Coco Gauff). Łotyszka obroniła cztery setbole i... poległa. Później była już lepsza Sevastova miała w tym meczu sporo problemów, zwłaszcza w pierwszym secie. Dwóch piłek setowych broniła już przy stanie 3:5, wtedy uratowała się dobrymi serwisami. W tie-breaku sytuacja się powtórzyła, Hiszpanka wygrywała 6:4 i straciła dwa punkty. Ostatecznie jednak partię zapisała na swoje konto, Sevastova za często uderzała w siatkę, jakby brakowało jej siły. To było jednak tylko złudzenie, w kolejnych setach wyraźnie już dominowała. Dość powiedzieć, że Burillo Escorihuela w drugim i trzecim secie nie zdołała już ani razu wygrać swojego gema serwisowego, nie miała więc szans na końcowy triumf. 33-letnia dawna gwiazda wypunktowała ją 6:2 i 6:1, po 136 minutach awansowała do drugiej rundy. W niej zmierzy się z rozstawioną z czwórką Ukrainką Dajaną Jastremską, dziś 106. zawodniczką rankingu WTA, która w przypadku dojścia do finału powinna zapewnić sobie grę w turnieju głównym Australian Open. W środę do gry przystąpi także Katarzyna Kawa - zmierzy się z reprezentującą Francję Sarah Iliev. Turniej WTA 125 w Andorze (korty twarde w hali), pierwsza runda Anastasija Sevastova - Irene Burillo Escorihuela (Hiszpania) 6:7(6), 6:2, 6:1