O dwóch polskich tenisistach z dalszych miejsc rankingu Piotrze Gadomskim i Arkadiuszu Kocyle zrobiło się głośno we wrześniu 2015 roku, kiedy udowodniono im ustawianie meczów. Pierwszy z nich został zawieszony na siedem lat, drugi na pięć. Po ponad dwóch latach sprawa Gadomskiego wróciła, ponieważ Polak ponownie dał się we znaki środowisku tenisowemu. Nowe zarzuty nie mają takiego już ciężaru gatunkowego, choć są potwierdzeniem tego, że (były?) tenisista przepisy ma całkowicie za nic. W środę Tennis Integrity Unit wydało kolejne oświadczenie w sprawie polskiego zawodnika. Tym razem Gadomski został zdyskwalifikowany na 18 miesięcy za to, że w czerwcu 2016 roku podjął próbę występu w kwalifikacjach Wimbledonu. Nie miał do tego prawa, bowiem od września poprzedniego roku trwała już jego dyskwalifikacja. Gadomski, prywatnie związany z Urszulą Radwańską, nigdy nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. "Proszę, by kibice, przedstawiciele mediów i środowiska tenisowego nie wydawali wyroku w mojej sprawie i nie osądzali mnie na podstawie nieostatecznych i nieprawomocnych decyzji, jak i przed tym, jak zrobi to niezależny, kompetentny i niezawisły sąd" - apelował w oświadczeniu. Wiary jego tłumaczeniom nie dały jednak poprzednie władze Polskiego Związku Tenisowego, z którymi współpracował na niwie marketingowej. Gadomski odpowiadał za Klub Kibica reprezentacji Polski i internetową telewizję PZT. Po wybuchu afery związek unieważnił jego licencję zawodniczą i natychmiast zerwał współpracę.