Magda Linette długo musiała czekać na swój trzeci zawodowy triumf w singlowej karierze. Nawet gdy w zeszłym roku w kilku zawodach tej rangi, właśnie WTA 250, miała najwyższy numer rzstawienia w drabince, to i tak zwykle żegnała się z marzeniami dość wcześnie. Z jednym wyjątkiem - późną jesienią w Guangzhou zawędrowała do finału, ale tam okazała się wyraźnie słabsza od Chinki Xiyu Wang (0:6 2:6). Teraz zaś niemal dokładnie w takim stosunku rozbiła swoją młodszą koleżankę z reprezentacji Magdalenę Fręch (6:2, 6:1). Ten historyczny, bo pierwszy polski finał zawodów WTA, miał dalszą historię. Okazało się bowiem, że obie nasze tenisistki nie mają szans zdążyć na samolot, który zawiózłby je do Paryża. Z pomocą ruszył miliarder Rafał Brzoska - obie panie dostały się do Francji. Trzy olimpijskie próby Mirry Andriejewej. A wcześniej wieczorny maraton w rumuńskich Jassach W turnieju olimpijskim Linette startuje w singlu i deblu, w tym drugim wspólnie z Alicją Rosolską. W losowaniu drabinki gry pojedynczej poznanianka nie miała jednak szczęścia, od razu trafiła na Mirrę Andriejewą, rewelacją ostatnich kilkunastu miesięcy. 17-letnia dziś Rosjanka pojawiła się w zawodowym tourze w kwietniu 2023 roku w Madrycie, od razu sprawiła trzy spore sensacje. A jedną z nich było pokonanie w trzeciej rundzie rozstawionej wówczas Magdy Linette. Dziś tenisistka z Syberii ma już swoją renomę w świecie tenisa, mimo 17 lat będzie w poniedziałek 23. zawodniczką rankingu WTA. To efekt półfinału niedawnego French Open, ale też wydarzeń z ostatniego tygodnia, które - paradoksalnie - mogą jej zaszkodzić w Paryżu. Bo choć Andriejewa wygrała w Jassach swój pierwszy zawodowy turniej, także WTA 250, to problemy miała jeszcze większe niż Polka. Obie imprezy miały zakończyć się w piątek - i tak się stało. Przy czym finał z udziałem Andriejewej oraz Eliny Awanesian, jeszcze formalnie z paszportem rosyjskim, ale wkrótce będzie reprezentowała Armenię, wciąż był przekładany przez opady deszczu. Przerwa medyczna dla 17-latki z Krasnojarska. A później nagły zwrot akcji Udało się go zacząć dopiero po godz. 20, dla Andriejewej był to dopiero pierwszy w karierze finał zawodów WTA, wcześniej grała tylko w tych ITF. I choć w pierwszym secie prowadziła 4:2, to przegrała go 5:7. A w drugim sytuacja zrobiła się jeszcze trudniejsza dla nastolatki, bo w piątym gemie poprosiła o przerwę medyczną. Wtedy jeszcze przegrywała, później bronił się przed porażką przy stanie 4:5, aż wreszcie to ona zdobyła trzy kolejne gemy. A później jeszcze cztery na starcie trzeciej partii, gdy rywalka ostatecznie powiedziała: pas. To jej zdrowie odmówiło posłuszeństwa, skreczowała przy wyniku 7:5, 5:7, 0:4. Teoretycznie Andriejewa powinna być więc podbudowana pierwszym takim sukcesem, ale jest jedno małe "ale". Do Paryża dotrze dopiero w sobotę, a jest zgłoszona aż do trzech rywalizacji: w singlu, deblu (z Dianą Sznajder) i mikście (z Daniiłem Miedwiediewem). Zapewne w niedzielę przynajmniej raz będzie musiała wyjść na kort. I tu przewagę ma właśnie Polka. Turniej olimpijski startuje w sobotę - o godz. 12 Iga Świątek zmierzy się z Iriną-Camelią Begu.