Mało kto przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu spodziewał się, że zmagania tenisistek sprawią Chińczykom tak sporo radości. Qinwen Zheng nad Sekwaną napisała piękną historię i sięgnęła po historyczne złoto dla swojego kraju. Azjatka nie miała wcale łatwej drabinki, ponieważ w starciu o finał mierzyła się z Igą Świątek, a przecież raszynianki chciała uniknąć każda z uczestniczek zawodów. Niżej notowana tenisistka sprawiła jednak niemałą niespodziankę i zasłużenie awansowała do finału. W nim nie dała żadnych szans Donnie Vekić. "Zawsze chciałam być jedną z zawodniczek, które mogą inspirować małe dzieci. Igrzyska olimpijskie to najważniejszy turniej w moim kraju" - powiedziała dziennikarzom "nytimes.com" po dekoracji. "Wygrana z Igą Świątek wiele dla mnie znaczy, ponieważ przegrałam z nią wcześniej sześć razy. Ale teraz pokonałam ją na igrzyskach olimpijskich, jednym z najważniejszych dla mnie turniejów" - dodała na łamach "ESPN". Zheng za burtą turnieju w Cincinnati. Popis Pawluczenkowej w ostatnim secie Czasu na świętowanie nie było sporo. Złota medalistka błyskawicznie wybrała się w kolejną podróż, tym razem do Stanów Zjednoczonych. Na początek zmagań w Cincinnati niestety ograła kolejną z Polek, Magdalenę Fręch. Spotkanie przerwały opady deszczu. Kolejnego dnia Chinka zachowała koncentrację, triumfując 6:1, 7:5. Zaledwie kilkanaście godzin po ostatniej piłce na Qinwen Zheng czekało kolejne wyzwanie. Po drugiej stronie siatki stanęła Anastazja Pawluczenkowa. I chyba zmęczenie dało o sobie znać. 21-latka zupełnie nie przypominała siebie na korcie. O ile jeszcze w partii otwarcia trwała w miarę wyrównana walka (7:5), o tyle w drugiej dominowała już tylko i wyłącznie Rosjanka. Starsza ze sportsmenek w drugim secie oddała Chince zaledwie gema i w pewnym stylu zameldowała się w ćwierćfinale. O półfinał zagra z Paulą Badosą, która powoli odzyskuje dawną formę.