Klęska w meczu ze Świątek, odrodzenie w Londynie. 5:0, później 4:0. I tylko 76 minut
Gdyby Rebecca Sramkova pokonała w Paryżu Igę Świątek, w drugiej rundzie zagrałaby z Emmą Raducanu. Ale nie pokonała - gładko przegrała z naszą zawodniczką. A później Iga jeszcze łatwiej pokonała byłą mistrzynię US Open, kończąc jej udział w turnieju. Teraz, gdy Polka odpoczywa przed grą na trawie, jej byłe rywalki już na tej nawierzchni grają. W czwartek stanęły przed szansą awansu do półfinału turnieju WTA 500 w londyńskim Queen's Clubie, los znów skojarzył je na jednej ścieżce. Po 76 minutach cieszyła się Raducanu.

W Paryżu los mógł skojarzyć Emmę Raducanu i Rebeccę Sramkovą juz w drugiej rundzie French Open, warunkiem było jednak wygranie przez obie pierwszych spotkań. Brytyjce to się udało, Słowaczce - nie. I trudno się temu dziwić, skoro trafiła na Igę Świątek. I mimo ze w tym roku Polka była w nieco gorszej dyspozycji niż w poprzednich latach, w pierwszych rundach się dopiero rozkręcała, to i tak nie dała żadnych szans Sramkovej. A później jeszcze łatwiej uporała się - już po raz szósty w karierze - z Emmą Raducanu, oddała jej zaledwie trzy gemy.
Polka grała więc dalej, doszła do półfinału, a jej rywalki mogły już myśleć o sezonie na trawie.
Obie zgłosiły się do WTA 500 w londyńskim Queen's Clubie - legendarnym miejscu dla tenisa, choć przez ostatnie pół wieku kojarzonym głównie z rywalizacją mężczyzn. Kobiety wróciły tam właśnie teraz, Brytyjki na "swojej trawie" radzą sobie doskonale. A Raducanu potwierdza, że jej forma idzie wyraźnie w górę.
W czwartek zapewniła sobie drugi ćwierćfinał turnieju WTA w tym sezonie. I pokazuje, że jest w stanie wywalczyć jeszcze rozstawienie w drabince Wimbledonu. Na dziś w rankingu "na żywo" jest 36., walczy o "numerek" choćby z Magdą Linette. I jeśli w Londynie zagra w finale, zrobi duży krok w tym kierunku.
WTA 500 w londyńskim Queen's Clubie. Emma Raducanu kontra Rebecca Sramkova w walce o ćwierćfinał HSBC Championships
Raducanu była w tym sezonie tylko raz w ćwierćfinale turnieju WTA - stało się to w Miami, przegrała z Jessicą Pegulą po blisko 2,5-godzinnym boju. Sramkova dokonała tego w Meridzie - zawodach, jak na WTA 500, kiepsko obsadzonych, z zaskakującym finałem.

W Londynie miały już po jednym gładkim zwycięstwie, początek ich czwartkowego starcia zapowiadał, że dojdzie do pogromu. Pięć gemów, wszystkie na konto Raducanu, z trzema przełamaniami. Brytyjka serwowała więc przed swoimi kibicami po seta, chciała ich usatysfakcjonować wynikiem 6:0. Prowadziła więc 40-15, miała dwa setbole i... stało się coś dziwnego. Sramkova odżyła, zdobyła cztery kolejne punkty, a później dorzuciła trzy następne gemy.
Z seta, który zapowiadał się na spacerek, zrobił się zacięty bój. Raducanu została jeszcze jedna szansa - i ją wykorzystała.
Później zaś Emma powtórzyła już historię z pierwszego seta, ale tylko w jej pierwszej części. Odskoczyła na 4:0, miała 40-0 przy serwisie Słowaczki - i też tego gema przegrała. Tyle że na pogoń już nie pozwoliła, wygrała całe spotkanie po 76 minutach 6:4, 6:1.
W piątek ulubienia kibiców w Londynie zmierzy się z najwyżej rozstawioną Qinwen Zheng. I powalczy o swój pierwszy półfinał od roku - wtedy dokonała tego też na trawie. I też u siebie, w Nottingham.
Zobacz również:
- Tomasz Świątek zwrócił się do córki. Ogromne wzruszenie, widzieli tylko nieliczni
- Kolejne reakcje polskich gwiazd na sukces Igi Świątek. "Królowa trawy"
- Nie tylko księżna Kate. Wyjątkowy gość w loży królewskiej na Wimbledonie
- Trzygodzinny finał Sinnera z Alcarazem na Wimbledonie. Doszło do zmiany na tronie

