Szczupły, wysoki 60-latek w okularach i z łysiną, starannie schowaną pod czapeczką. Sądząc po wyglądzie księgowy raczej niż ktoś ze świata sportu. Za młodu uprawiał lekkoatletykę, a potem próbował zostać piłkarskim trenerem. Tymczasem to akurat tenis, sport z jakim kontakt miał tylko od czasu do czasu, wyniósł go na sam szczyt. Roger Federer i Stan Wawrinka nie mają wątpliwości i obaj wiele razy publicznie to podkreślali. Za kulisami ich niezwykłych kortowych dokonań stoi ten sam człowiek, Pierre Paganini. "Gdyby nie on zapewne nie byłoby mnie w miejscu, w jakim się obecnie znajduję" - deklarował całkiem niedawno 36-letni lider Szwajcarów. Spotkali się, kiedy 17-letni Roger przyjechał na zgrupowanie do centrum w Ecublens pod Lozanną. Federer na obozie był najmłodszy z grupy. Widać było już wtedy, jak ogromnie jest utalentowany i jaki ma problem z okiełznaniem swego temperamentu. W sezonie 2000, kiedy Roger montował swą pierwszą profesjonalną ekipę, do współpracy zaprosił właśnie Paganiniego. Dziś to w jego zespole jedyny człowiek, pracujący tam non-stop. Siedemnaście lat kooperacji zaowocowało w turniejach Wielkiego Szlema aż dziewiętnastoma tytułami Federera i trzema Wawrinki. Pierre na własne oczy, z zawodniczej loży, obejrzał jednak tylko dwa takie finały. W 2009 towarzyszył Rogerowi osobiście na Roland Garros i w tym roku na Wimbledonie, w naładowanym emocjami pojedynku z Marinem Cziliciem. Oba zdarzenia mocno przeżył. Na pokładzie samolotu lecącego do Szwajcarii, gdy zaczął sobie analizować to, czego był świadkiem, przez głowę przewinęło się wiele obrazów z przeszłości. Niektóre wręcz szokujące w zderzeniu z tym, co ludzie widzieli na korcie centralnym. Ten najbardziej drastyczny pochodził z lutego 2016. Roger zaczął wtedy swój powrót do sportu po operacji kolana. To był pierwszy zabieg operacyjny w jego życiu. Dwa tygodnie z fizjoterapeutą, w końcu pierwsze, ostrożne zajęcia z Paganinim. "Roger próbował przebiec pięć metrów, potem robił dwa kroki w tył. Wyglądało, jakby właśnie uczył się chodzić. Choćby myśleć super pozytywnie to są akurat chwile, gdy do głowy zakrada się zwątpienie. Musi paść pytanie, czy ja jeszcze kiedyś będę w stanie zagrać w tenisa". Jak dziś wszyscy wiemy, odpowiedź brzmiała "tak", choć w drugiej połowie sezonu potrzebna była jeszcze dodatkowa, 6-miesięczna przerwa. Ile jeszcze czasu będzie w stanie grać najstarszy zwycięzca wielkoszlemowej imprezy w erze open? Interesował się tym i ciekawie to opisał Christopher Clarey z "The New York Times". Pięć lat temu, kiedy pytał Paganiniego o szansę dotrwania do roku 2016, usłyszał, że to całkiem możliwe. Przed miesiącem wystrzelił w stronę Szwajcara datą 2020. "Myślę, że tylko Rog będzie w stanie ocenić, że nadeszła ta chwila i trzeba sobie powiedzieć dość. Jego skończone 36 lat to wiek biologiczny. Atletycznie jednak jest on dużo młodszy. A przy doświadczeniu, jakie dziś posiada, powstaje balans, pozwalający mu na funkcjonowanie może nawet i do 40 roku życia. O ile nie przytrafi się kontuzja to ostateczną decyzję będzie jednak podejmować w tej sprawie człowiek, nie atleta". Federer ma wielkie zaufanie do tego, co proponuje mu podczas treningów Paganini. Urozmaicenie tych zajęć sprawia, że zawsze ćwiczy z wielką przyjemnością i niczego nie robi na skróty. Kiedy zaczynali w programie pojawiały się sporty uzupełniające, np. koszykówka. Teraz coraz więcej jest zajęć, które mają przynieść konkretny efekt w grze. "Trzeba być silnym, szybkim i mieć świetną koordynację ruchową oraz wytrzymałość. To, co robimy, ma przecież przydać się na korcie, a nie w basenie czy na bieżni. W dziewięciu przypadkach na dziesięć decyduje szybkość trzech pierwszych kroków. Jak w tym będziesz dobry, możesz odbić każdą piłkę. Prędkość tenisisty ocenia się inaczej niż prędkość sprintera. Liczy się zawsze start, czas reakcji i sztuka koordynowania manewrów, jakie muszą poprzedzić uderzenie. Rog udowodnił, że po przekroczeniu bariery 30 lat wciąż można się tu poprawiać. Jeśli jest coś, co w jego grze się pogorszyło, nie powiem o tym słowa, bo nie zamierzam pomagać jego rywalom". Operację przywracania do zdrowia i formy Paganini chce teraz powtórzyć w przypadku Wawrinki. Analogii jest sporo. Roger miał przystanek w lipcu 2016, a w styczniu 2017 w sensacyjnym stylu wygrał Australian Open. Stan nie gra od lipca 2017, a chce być gotowy na początek sezonu 2018. Na razie to również jest etap powrotu z niebytu i stawiania pierwszych kroków treningowych. Pierre nie zamierza w przyszłości być trenerem przygotowania fizycznego dla graczy z kolejnego pokolenia. Ma sporo przemyśleń, robi notatki i skłonny jest je udostępnić, lecz na wspomnianej dwójce pracę zakończy. Podkreśla przy każdej okazji, że zwłaszcza Roger zapracował solidnie na długość swej kariery. Myślał o tym często, analizował i pytał trenera przy każdej okazji, co i jak powinien robić, aby się udało. Słyszał, że nie powinien występować zbyt intensywnie i pamiętać, że organizm musi dostać proporcjonalny czas na regenerację. "Należy słuchać sygnałów, jakie wysyła nasze ciało, bo tylko tak w przyszłości można uniknąć przeciążeń i lawiny kontuzji". Ostatnie zdanie idealnie pasuje na motto dla współczesnego tenisa. Warto byłoby wywiesić je we wszystkich tenisowych szatniach. Zwłaszcza młodzi powinni wiedzieć, co radził starym mistrzom mądry szwajcarski trener od fitnessu Pierre Paganini. Entuzjaści wielogodzinnego katowania się na korcie przeważnie zbyt późno dowiadują się, że jednak nie tędy droga. Karol Stopa