Wokół życie toczyło się pozornie codziennym rytmem, właściwym dla Rolanda Garrosa. Nieprzebrane tłumy ludzi, jak każdego dnia, sunęły we wszystkich możliwych kierunkach, by dotrzeć na jeden z kilkunastu obiektów, gdzie akurat mecze rozgrywali ich ulubieńcy. Z lewej strony, patrząc z mojej perspektywy w kierunku kortu numer dwa, na skrzyżowaniu dwóch przecznic, nie było jednak spokojnie. Wszystko za sprawą karetek pogotowia, samochodu strażackiego i wyraźnie koordynowanej akcji z armią tutejszych pracowników, którzy mieli za zadanie wygrodzić niemałą strefę. Niepokój w miasteczku Rolanda Garrosa. "Z tą osobą wszystko jest w porządku" Na wysokości kortów numer 6 i 7, bliżej tego pierwszego, widać było, że skupione są działania służb medycznych. Niczego jednak nie sposób było dojrzeć, bo ten niewielki obszar został szczelnie zagrodzony specjalnymi, pomarańczowymi ściankami. A do tego jeszcze wszędzie tam, gdzie pozostawały niewielkie prześwity, zaciągano długie płótno. Ten widok, w tych okolicznościach, był istną metaforą życia. Jedni pędzili do swoich przyjemności w miejsca, gdzie z ich punktu widzenia toczyły się najlepsze mecze lub serwowana była inna rozrywka, tymczasem w życiu jednego nieszczęśnika spośród nich rozgrywało się bardzo przykre wydarzenie. - Doszło do drobnego wypadku, tyle mogę panu powiedzieć - odparł jeden z mężczyzn, będący w stałej łączności z pozostałymi pracownikami, zaprzęgniętymi do wsparcia w tej nagłej sytuacji. "Tajemnicza mikstura" dostarczona Polce w trakcie meczu. Wiemy, co było w środku Niektórzy przystawali i obserwowali, co konkretnie się zdarzyło, a część osób w pewnym popłochu chwytała za telefon. Słyszałem, jak dzwonili do swoich najbliższych, by dopytać, czy media o czymś ważnym informują. W tym czasie kobieta, na specjalnej platformie, za pomocą megafonu dyrygowała ruchem. Po kilkunastu minutach ludzie w kilku grupkach zaczęli bić brawa, widząc jak medycy zaczęli kierować się do karetki, zaś miejsce, w którym pracowali, ekspresowo opustoszało. Na końcu nawierzchnia została starannie umyta mopem. W tym czasie ochroniarze przegrupowali się i utworzyli kordon, który zapewnił warunki samochodom, by mogły wycofać, a następnie już kierowały się do bramy wyjazdowej. Artur Gac, Paryż