Kamil Majchrzak w rankingu ATP cały czas idzie w górę - z miesiąca na miesiąc jest w nim coraz wyżej. W poniedziałkowym notowaniu znalazł się na 147. miejscu, wrócił do grona 150 najlepszych zawodników świata pierwszy raz od swojego powrotu na kort w końcówce zeszłego roku. To efekt awansu do półfinału challengera 125 w Saint-Tropez, gdzie 28-latek mocno dał się we znaki zwłaszcza Haroldowi Mayotowi. Najpierw ograł go bowiem w deblu, a później dorzucił jeszcze zwycięstwo w drugiej rundzie singla. Wynik 6:3, 6:4 oddawał to, co działo się na korcie - gracz Mery Warszawa był po prostu lepszy. Minęło ledwie pięć dni, a obaj już spotkali się znów na korcie - tym razem na centralnym obiekcie w hali w Orleanie, w środkowej części Francji. A trzeba przyznać, że tamtejszy Pałac Sportu, z trybunami na ponad 3,3 tys. miejsc, robi wrażenie. Zawodnicy mieli do dyspozycji nawet system hawk-eye, który częściej sprzyjał Mayotowi. Zmiana w porównaniu do Saint-Tropez, dach w Orleanie zrobił swoje. Serwis Mayota zyskał na znaczeniu. I nie chodzi tylko o 10 asów Dla Francuza były to generalnie lepsze warunki - ma mocny serwis, który zyskuje jeszcze na znaczeniu pod dachem. A przypomnijmy, to juniorski mistrz Australian Open z 2020 roku, zawodnik z początku drugiej setki rankingu ATP. I pewnie liczy, że przed połową listopada uda mu się awansować do czołowej setki rankingu. A to by znaczyło uzyskanie miejsca w głównej drabince pierwszego Wielkiego Szlema w 2025 roku. Co tu dużo kryć, Polak też może mieć jeszcze taki plan, ale potrzebuje co najmniej jednego lub dwóch wybitnych turnieju. W Orleanie to nie nastąpi. A szkoda, bo mecz Majchrzaka z Mayotem był bardzo stykowy, Francuz miał atut w postaci pierwszego serwisu, ale Polak radził sobie z jego drugim podaniem. To jednak Mayot zaliczył kluczowe przełamanie w dziesiątym gemie pierwszego seta, wygrał 6:4. Majchrzak zaś odpowiedział w podobnym stylu w drugiej partii. Zadecydowało przełamanie w siódmym gemie, na 4:3, choć za chwilę było 15:40 w kolejnym gemie, gdy dość prostą piłkę wrzucił w siatkę. Był zły, głośno krzyczał, ale zdołał się uspokoić. Do tego stopnia, że obronił dwa break pointy, a później dwoma serwisami załatwił sprawę całego gema. Wkrótce też wyrównał stan meczu na 1:1. Kamil Majchrzak miał szansę, Francuz się obronił. Była piłka meczowa i tie-break. Ten ostatni: jednostronny O tym, że awans może rozstrzygnąć jedna piłka, jeden mały błąd, pokazał właśnie ten ostatni set. Polak dość szybko uzyskał breaka, ale Mayot odpowiedział zaraz tym samym. A później wygrywali swoje podania, choć to Majchrzak by na musiku, serwował pod większą presją. W ósmym gemie bronił break pointa i popisał się znakomitym ciętym serwisem w zewnętrzną linię, po czym na rozpaczliwy return rywala zareagował skutecznym wolejem. Podobna sytuacja miała miejsce w tie-breaku, ale wtedy nie dał rady odegrać piłki, mimo "wyczyszczonego" całego pola gry. Bo to właśnie tie-break rozstrzygnął, choć wcześniej także i Polak miał szansę na przełamanie na 5:4. W długiej wymianie pomylił się jednak, zagrał w siatkę. A w dwunastym obronił meczbola drugim serwisem - piłka trafiła w linię, nie była mocna, ale Mayot odebrał pod górę i poprosił o sprawdzenie. Teraz się jednak pomylił. Francuz wygrał decydujące rozdanie 7-1, ku uciesze kibiców, a Majchrzak popełnił tu sporo błędów. - Nieprawdopodobne, świetny kort, świetne piłki, świetne wszystko - wołał pod nosem, co rejestrowały mikrofony. Tyle że w tych świetnych warunkach przegrał jednak ważne spotkanie. A rywalowi opłaciło się to, że grał po prostu bardziej odważnie, ryzykował w wymianach z głębi kortu. Kolejną szansę Majchrzak dostanie dopiero za tydzień - w Hiszpanii.