Jakub Żelepień, Interia: Która dorosłość przemawia do ciebie mocniej? Ta administracyjna, którą uzyskałeś w lipcu, czy ta tenisowa, w którą symbolicznie wkroczyłeś jesienią, rozpoczynając karierę seniorską? Tomasz Berkieta: Zdecydowanie bardziej ta tenisowa. Gram całe życie, a różnice pomiędzy kolejnymi etapami są wyraźne, łatwo zauważalne. Jeśli natomiast chodzi o dorosłość administracyjną, to nie odczuwam jej zbyt mocno. Nadal mam na wielu płaszczyznach pomoc rodziców, za co jestem im wdzięczny. Dopiero zaczynam się uczyć, co tak naprawdę znaczy pełnoletniość. Co jest najtrudniejsze w dorosłym życiu? No cóż, chyba podejmowanie decyzji... Bywa to trudne. Trzeba być odpowiedzialnym za siebie i swoje czyny. Przejdźmy do tenisowej dorosłości. Jakie pierwsze różnice zauważyłeś po przejściu ze sportu juniorskiego do seniorskiego? Seniorzy grają w sposób dojrzały, a na przykład w moich meczach - choć na szczęście coraz rzadziej - zdarzają się jeszcze głupotki. Ułańska fantazja. Seniorzy nie mają planu B jak juniorzy, tenis to ich sposób na życie, więc dają z siebie wszystko. Te głupotki wynikają z tego, że chcesz bawić się tenisem czy po prostu brakuje ci seniorskiej ogłady i popełniasz proste błędy? Myślę, że one wynikają po prostu z młodości. Od zawsze lubię prezentować zagrania, które podobają się publiczności, za które można dostać brawa. Nie chcę tego całkowicie wykasować, bo myślę, że to jest pożądane, ale muszę bardziej odpowiedzialnie wybierać momenty na takie popisy. Niepokojący trend u Świątek, to się musi skończyć. Wszystko na początku WTA Finals Czy po finale juniorskiego French Open poczułeś, że coś się wokół ciebie zmieniło? Myślę o skali medialności, zainteresowaniu, oczekiwaniach. Hmm... Na pewno było to wydarzenie, które pokazało mi, do czego dążę. Niesamowite doświadczenie, kapitalne wspomnienia. To był mój pierwszy w życiu mecz przy tak dużej publiczności, na tak dużym korcie. Muszę jednak szczerze przyznać, że nie spodziewałem się aż takiego rozgłosu po tym sukcesie. Media w Paryżu ustawiały się po wywiady, obowiązków było mnóstwo. Dało mi to mocnego motywacyjnego kopa, nie ukrywam. Muszę o to zapytać: masz czas na szkołę? Nie jest łatwo pogodzić szkołę z obowiązkami sportowymi. Wracam z treningu i jedyne, o czym marzę, to pójście spać. Tymczasem szkoła cały czas krąży z tyłu głowy i wiem, że muszę wszystko pogodzić. Daję sobie radę, ale jest to momentami trudne. Jesteś w klasie maturalnej, prawda? Tak jest. Co zdajesz na maturze? Polski, matematyka, angielski podstawowy i angielski rozszerzony. Raczej podstawowy wybór. Podobno rozważałeś kiedyś studia na Harvardzie. Skąd zainteresowanie biologią morską? Bo słyszałem, że taki kierunek wchodził w grę. Zawsze mnie to interesowało. Wiem, że byłbym szczęśliwy, ucząc się o morzu, oceanach, życiu podwodnym. Kocham tę tematykę. Na razie pomówmy jednak nie o życiu podwodnym, a o życiu na korcie. Jaki jest twój plan na budowanie rankingu? To nie są łatwe strategicznie decyzje, bo turnieje Futures nie są dobrze punktowane. Odbywają się na całym świecie, a moim zadaniem jest właśnie budowanie rankingu i nie na tym rzecz polega, żeby krążyć w tę i z powrotem. Opcją idealną byłoby zostać przez jakiś czas w jednym miejscu i zagrać w kilku zawodach. Konkretne pytanie i konkretna odpowiedź. Które miejsce w rankingu na koniec roku cię interesuje? Myślę, że TOP 700. To pozwala spokojnie kwalifikować się do turniejów rangi 15, do których obecnie wchodzę z rankingu juniorskiego. Nie gram już jednak w rozgrywkach juniorskich, więc wiadomo, że będę się szybko przesuwał w dół. Dlatego potrzebuję awansować w zestawieniu seniorskim. Zamieszanie w internecie przed WTA Finals. Kibice już grzmią. "Propaganda" Jak wyglądają twoje relacje z Igą Świątek i Hubertem Hurkaczem? Jesteśmy na różnych etapach swoich karier, gramy w zupełnie innych miejscach, więc raczej nie ma zbyt wielu okazji, żebyśmy się przecięli. Z Hubertem dwukrotnie spotkałem się na Pucharze Davisa, wtedy trochę porozmawialiśmy, potrenowaliśmy wspólnie. Z Igą mamy wspólnego trenera przygotowania motorycznego. Poza tym pracuję pod okiem trenera Piotra Sierzputowskiego, który w przeszłości prowadził Igę. Skoro już mówimy o twoim sztabie szkoleniowym - ważną rolę pełni w nim twoja mama. To, jak rozumiem, nie zmieni się również w tenisie seniorskim? Zdecydowanie, nie wyobrażam sobie bez niej swojego sztabu. Jak wygląda podział obowiązków pomiędzy trenerem Sierzputowskim a twoją mamą? Z mamą stawiałem pierwsze kroki w tenisie, jest absolutnie najważniejsza w sztabie. Oprócz tego mogę zawsze liczyć na tatę, który również wiele dla mnie poświęcił. Co do podziału obowiązków - mama jest od strony technicznej, trener Piotr odpowiada za sprawy taktyczne i wnosi ogrom wiedzy i doświadczenia w zawodowym tourze. Funkcjonuje to bardzo dobrze, więc nie ma sensu niczego zmieniać. Nie każdy byłby w stanie pracować z tak bliską osobą, jaką jest mama. Nie mieliśmy okazji rozmawiać wcześniej, więc przyjmij na koniec spóźnione, ale szczere życzenia z okazji wejścia w dorosłość. Oprócz zdrowia i szczęścia - czego chciałbyś, abym ci życzył? Jak najszybszego wejścia na światowy poziom. Tego ci życzę. I dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia