13 listopada skończy 22 lata i jest wielką nadzieją polskiego tenisa. W tym roku wreszcie nastąpiła eksplozja talentu mierzącego 203 centymetry olbrzyma z Łodzi. - Już dwa lata temu mówiłem, że Jurek - podobnie jak Agnieszka Radwańska - jest stworzony do wielkich wyzwań - mówił po zwycięstwie w trzeciej rundzie prestiżowego turnieju ATP w paryskiej gali Bercy nasz najlepszy tenisista w historii Wojciech Fibak. - Wierzę, że nie będzie to jednorazowy sukces. Bardzo podobnym do niego graczem jest Sam Quarrey. Skoro Amerykanin jest na 25. pozycji, to dlaczego "Jerzyk" także nie miałby się znaleźć w tej grupie? - dodał. Urodzony w Łodzi Janowicz kontynuuje rodzinne tradycje sportowe. Jego rodzice Anna i Jerzy byli siatkarzami. Jerzy-junior postawił jednak na tenis, który zaczął trenować już w wieku pięciu lat. - W siatkówce trener może posadzić mnie na ławce rezerwowych, a w tenisie wszystko zależy ode mnie - tak tłumaczył wybór syna jego ojciec. Jego pierwszym klubem był Orkan Łódź, w 2004 roku przeniósł się do AZS-u, potem do Łódzkiego Klubu Tenisowego. Obecnie wspomaga go firma budowlana PBG. A nie zawsze tak było. Zawodnik nie miał nawet za co wystartować na turnieju Australian Open, rozważał nawet grę pod flagą Kataru. - W Polsce niełatwo zajmować się profesjonalnie tenisem. Całe życie zmagam się z brakiem potrzebnych na to pieniędzy. Rodzice, który grali w siatkówkę, sprzedali sklep i mieszkanie, abym mógł się tej dyscyplinie sportu w pełni poświęcić - powiedział po wygranym meczu z Murrayem. Janowicz był utalentowanym juniorem. W 2007 roku zadebiutował w juniorskim US Open i awansował aż do finału. Tam przegrał jednak z Litwinem - Ricardasem Berankisem 3:6, 4:6. Swoją wysoką pozycję potwierdził pod koniec tego roku awansując do półfinału turnieju Orange Bowl, który jest nazywany nieoficjalnymi mistrzostwami świata juniorów. W kolejnym sezonie kontynuował sukcesy w juniorskiej rywalizacji. W Australian Open osiągnął ćwierćfinał, a kortach Rollanda Garrosa w Paryżu awansował do finału. W nim lepszy okazał się reprezentujący Tajwan Tsung-Hua Yang. W lipcu 2008 roku Janowicz zadebiutował w reprezentacji Polski w meczu Pucharu Davisa z Białorusią. Nasz tenisista niespodziewanie pokonał doświadczonego Maksa Mirnyja, czym przyczynił się do sensacyjnego zwycięstwa "Biało-czerwonych" 4:1. Przez następne lata Janowicz powoli wspinał się w rankingu ATP. Rok 2008 zakończył na 335. miejscu, a kolejny na 319. Znaczący postęp w rankingu przyniósł łodzianinowi kolejny sezon. Janowicz gromadził punkty w turniejach challengerowych; to pozwoliło mu awansować na 161. lokatę. Rok 2011 miał być przełomowy, ale tak się nie stało. Janowicz próbował sił w turniejach wielkoszlemowych, lecz w Australian Open odpadł w drugiej rundzie kwalifikacji, a na kortach Rollanda Garrosa na US Open nie przebrnął nawet pierwszej rundy. Sezon zakończył na 221. miejscu. To był sygnał, że należy coś zmienić. - W ubiegłym roku byłem już 140. na świecie, ale pojawiły się pewne błędy. Teraz jednak zaczynam sezon z nowym trenerem i nowymi rakietami - zapowiadał. Tym nowym trenerem został mieszkający w Polsce Fin Kim Tiilikainen. To była słuszna decyzja, bo okazało się, że obecny sezon jest przełomowy dla Janowicza, choć początki nie były łatwe. Start na turnieju Rollanda Garrosa zakończył na drugiej rundzie kwalifikacji, już znakomicie spisał się na kortach Wimbledonu. Jak burza przeszedł kwalifikacje; nie stracił nawet seta. Potem już w turnieju głównym pokonał Włocha Simoe Bolellego i Łotysza Ernestsa. Polak był bardzo bliski awansu do IV rundy, w pojedynku z Florianem Mayerem miał nawet dwie piłki meczowe. Ten sukces potwierdził potem wygrywając holenderskiego challengera w Scheveninge. Dzięki temu awansował po raz pierwszy w karierze do setki rankingu ATP (87. lokata). W sierpniu Polakowi nie udał się start w Nowym Jorku na US Open (porażka w pierwszej rundzie), lecz koniec roku kończy mocnym akcentem, jakim jest start na turnieju ATP w Paryżu. Najpierw przebrnął przez kwalifikacje, a potem rozprawił się z dwoma graczami pierwszej "20" - Niemcem Philippem Kohlschreiberem i Chorwatem Marinem Cilicem. A to co zrobił w czwartkowym pojedynku z trzecią rakietą świata - Andym Murrayem rzuciło na kolana cały tenisowy świat. Znakomitą formę potwierdził dzień później, awansując do półfinału kosztem dziewiątego w światowym rankingu Serba Janko Tipsarevicia. W walce o finał pokonał Francuza Gillesa Simona 6:4, 7:5 i w niedzielę zagra o pełną pulę. - Gram w tym tygodniu najlepszy tenis w karierze, wciąż mam obawy, że za kilka minut obudzę się i okaże się, że to wszystko nie zdarzyło się naprawdę - mówił z Paryżu Janowicz. A my liczymy, że to dopiero początek wielkiej kariery "Olbrzyma z Łodzi".