Aryna Sabalenka cały czas pozostaje w centrum dyskusji świata tenisa. Podczas Rolanda Garrosa odwołała dwie konferencje prasowe, bo miała dość pytań o politykę. Potem zadeklarowała, że aktualnie nie popiera Aleksandra Łukaszenki i poprosiła o przerwę od polityki. - Od miesięcy odpowiadam na pytania, które bardziej dotyczą polityki niż tenisa i bardzo jasno przedstawiam swoje stanowisko. Takie pytania nie są dla mnie problemem, bo wiem, że muszę mediom zapewnić odpowiedzi nie tylko na kwestie tenisowe. W środę jednak na konferencji prasowej nie czułam się bezpiecznie. W trakcie rozmów z dziennikarzami nie powinnam tak się czuć. Dla własnego zdrowia psychicznego i dobrego samopoczucia zdecydowałam, że nie chcę dziś znów znaleźć się w takiej sytuacji i organizatorzy poparli moją decyzję - tłumaczyła się Białorusinka. Jednak inne zawodniczki, które przecież musiały odpowiadać na pytania dziennikarzy, nie były zadowolone, że akurat dla niej zrobiono wyjątek. Nawet jej rodaczka Wiktoria Azarenka nie zamierzała tłumaczyć koleżanki. Kolejna prowokacja Aryny Sabalenki. Ludzie oburzeni Rodaczka nie zamierza bronić Sabalenki. "Nie jest łatwo sobie z tym radzić" Azarenka, która co ciekawe postanowiła porozmawiać z ukraińską "Tribuną", zapytana o postawę Aryny Sabalenki przyznała, że zdaje sobie sprawę, że sytuacja jest trudna, ale nie zamierzała tłumaczyć rodaczki. "Nie jest łatwo sobie z tym radzić. Wydaje mi się jednak, że zadawanie trudnych, niewygodnych pytań nie jest nieakceptowalne. Ludzie nie znają jej osobistych relacji, dlatego macie prawo do zadawania pytań" - stwierdziła Wiktoria Azarenka. To dość nieoczekiwany obrót spraw dla Sabalenki, która raczej nie spodziewała się zawoalowanej krytyki od swojej rodaczki. Mimo wszystko każda z zawodniczek staje przed dziennikarzami i odpowiada na pytania, nawet te niewygodne, dlatego trudno dziwić się tenisistkom, że nie podoba im się robienie wyjątków.