INTERIA.PL: Czy łatwo być Polakiem? Jerzy Janowicz: To pytanie należałoby chyba rozłożyć na czynniki pierwsze. Czy mówimy o byciu przysłowiowym zwykłym Kowalskim, milionerem czy na przykład sportowcem. Może przykład panu najbliższy, czyli w przypadku sportowca? - Nie jest łatwo, przede wszystkim ze względu na małe nakłady finansowe na sport w naszym kraju. Szczególnie jeśli chodzi o taką dyscyplinę jak tenis. Jeśli się patrzy na to jak te mechanizmy funkcjonują za granicą, choćby we Francji czy tu w Anglii, to w sumie cud, że kilkoro Polaków jest w pierwszych setkach rankingów ATP i WTA. Francuska federacja ma wielkoszlemowy Roland Garros, brytyjska Wimbledon, a obydwa przynoszą co roku kilkudziesięciomilionowe zyski. Dla porównania cały budżet roczny Polskiego Związku Tenisowego nie przekracza sześciu milionów złotych, czyli półtora miliona euro. - To właśnie oddaje różnicę i miejsce, w którym tak naprawdę jesteśmy w sporcie. Trzeba najpierw osiągnąć sukces, czyli być zauważonym, a wtedy sponsorzy dopiero wykładają pieniądze. Chyba to logiczne, że nie chcą kupować kota w worku? - Z jednej strony tak, trudno się dziwić. Ale skoro państwo słabo wspiera finansowo szkolenie młodzieży, to bardzo ciężko jest zrobić pierwsze ważne kroki do wielkiej kariery. Tutaj konieczne jest wsparcie rodziców, często postawienie wszystkiego na jedną kartę. A i to nie gwarantuje sukcesu. Żeby go osiągnąć w naszym kraju trzeba dużo silnej woli, wielkiego samozaparcia i determinacji. Czyli mocnego charakteru, takiego jak pański? - Fakt, mam silny charakter. Jestem bardzo zadziorny i do tego uparty, no i zawsze mówię na głos, co myślę. Zawsze taki byłem i chyba to się już nie zmieni u mnie. W Polsce wyraziste indywidualności chyba nie są zbyt lubiane? - Właśnie takie wrażenie odnoszę. Jako naród jesteśmy jakby trochę przytłumieni. Boimy się wyrażać na głos swoje zdanie, boimy się iść pod prąd, ale i zaryzykować maksymalnie, a często bez tego sukces po prostu jest niemożliwy do osiągnięcia. To dziwne, bo jesteśmy dużym krajem, uważam, że ze sporymi perspektywami. Mamy utalentowaną młodzież, ale ta ogólnonarodowa mentalność często nie pozwala jej rozwinąć skrzydeł do końca. Może to po prostu nasze kompleksy, z którymi nie potrafimy się uporać? - Nie potrafię ocenić co jest powodem, bo nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. By może wpływ na taką postawę i ograniczenia miały poplątane losy w historii Polski? Sam nie wiem. Czy nie wydaje się panu, że Polacy wyjeżdżając za granicę czują się jakby byli "gorsi"? Można to chyba zauważyć bardzo tu wśród Polaków pracujących tutaj w Londynie choćby? - Coś w tym jest, faktycznie. Spotykając w różnych miejscach emigrantów, raczej rzadko się widzi, żeby przyznawali się, że są z Polski. Mam wrażenie, że się tego po prostu wstydzą. Nawet, jeśli po latach mieszkania gdzie indziej, wciąż dobrze mówią po polsku, to rzadko to robią publicznie. Jeśli już to mówią dziwnymi łamańcami, mieszając słowa z różnych języków. Nigdy tego nie rozumiałem, bo ja obojętne gdzie bym mieszkał, to jednak zawsze byłbym dumny, że jestem Polakiem. Naturalne też byłoby dla mnie mówienie po polsku, bo nie wiedzę powodów do wstydu z faktu, że jestem Polakiem. I to nawet, jeśli jesteśmy biedniejszym krajem choćby od większości członków Unii Europejskiej. Jakie w takim razie dostrzega pan pozytywy z bycia Polakiem? - Tak naprawdę możemy się chyba wstydzić tylko naszych zarobków, bo faktycznie są niskie. Ok, nie mówię tu o swoich, bo w tenisie zarabia się dość duże pieniądze jednak. Ale mówimy tutaj o zwykłych ludziach, wykonujących dobrze swoją pracę. Poza tym jesteśmy krajem z potencjałem, mamy piękne tereny, no i jak dla mnie najlepsze rolnictwo w Europie, najlepsze warzywa i owoce czy mięso. Ja, gdziekolwiek jestem, zawsze tęsknię za naszym dobrym schabowym na obiad. Wiadomo, że jeśli chodzi o polskie drogi i ogólnie infrastrukturę w kraju, to pozostawia wiele do życzenia, ale można zauważyć też powody do dumy. Właśnie, czy potrafimy być z siebie dumni, chwalić się tym, że jesteśmy Polakami? - Nie jestem w stanie powiedzieć czy my potrafimy być dumni, że jesteśmy Polakami. Ale mogę powiedzieć, że ja nigdy z tego powodu nie narzekałem. Zawsze o tym otwarcie mówiłem, nigdy nie miałem zamiaru się ani wyprowadzać z kraju, ani zmieniać obywatelstwa. Moi rodzice i dziadkowie są z krwi i kości Polakami i nigdy nie będę się tego wstydził. Pokazywałem to zawsze choćby w spotkaniach o Puchar Davisa. To, że w kwietniu na Torwarze przegrałem obydwa mecze, to był zwyczajny wypadek przy pracy. Nikt natomiast nie zauważył, ze wygrałem wcześniej 12 meczów singlowych z rzędu w reprezentacji, czyli w sześciu spotkaniach. Zawsze w drużynie daję z siebie wszystko. Ten cały szum, jaki się zrobił na konferencji prasowej wtedy jest tylko dowodem, że zostawiłem wtedy na korcie 110 procent swojego serca, a tuż po meczu dziennikarze wycisnęli ze mnie za dużo i tyle. Trzeba chyba przywyknąć do tego, że kiedy jest dobrze, są sukcesy, jest się bohaterem, a kiedy się powinie noga spada się dość nisko? - Chyba zawsze wiedziałem, czego się można spodziewać i nie zostałem zaskoczony. Wiedziałem jakie są realia w Polsce, że po zwycięstwach będzie wielu przyjaciół i "poklepywaczy", a po porażkach tylko ostra krytyka. Choćby we Francji, podczas Roland Garros, widać było jak tam bardzo ludzie stają za swoimi zawodnikami, nawet dość fanatycznie. Czasem jest to wręcz chorobliwe kibicowanie, trzymanie kciuków i chorobliwe przeżywanie meczów razem ze swoimi zawodnikami, ale jednak są za nimi na dobre i na złe. U nas czegoś takiego niestety jeszcze nie ma. Nauczył się pan już radzić sobie z taka huśtawką nastrojów, w zależności od osiąganych wyników na korcie? - Jestem osobą emocjonalną, ale mam też silny charakter i potrafię sobie, prędzej czy później, z jakimiś większymi problemami poradzić. Po prostu mam świadomość, że nie ma sensu się zbytnio przejmować krytyką ludzi, których nigdy na oczy nie widziałem, albo takich, którzy samo nie osiągnęli więcej ode mnie, czy nawet nigdy nie grali w tenisa. Staram się zachowywać dystans do tego, co i jak się na mój temat mówi, choć to nie zawsze bywa łatwe. Muszę się po prostu skupić na tym, co robię, czyli na tenisie, no i robić swoje jak najlepiej, bez rozglądania na boki i tyle. W Londynie rozmawiał Tomasz Dobiecki